Stefan Darda, „Czarny Wygon: Słoneczna Dolina”

Stefan Darda, „Czarny Wygon: Słoneczna Dolina”


Autor: Natalia Bilska

 

Proza Stefana Dardy jest tak bliska i swojska, tak bardzo nasza, że porównania z twórczością Stephena Kinga wydają mi się drażniącym nieporozumieniem. Są etykietką reklamową – pustą, jak większość tego rodzaju etykietek. Jeżeli ktoś naprawdę poszukuje u Dardy klimatu Kingowskich dreszczowców, srogo się zawiedzie, bo jak niejednemu psu Burek, tak i powieść grozy miewa bardzo różne oblicza.

Za czasów wczesnonastoletnich, gdy z zapałem godnym neofity odkrywałam uroki górskich wędrówek, bardzo często nuciłam melodię, która teraz – po latach – znowu nie daje mi spokoju.  Przypałętała się podczas lektury „Domu na Wyrębach” Dardy i od tej pory towarzyszy, w charakterze leitmotivu, każdemu mojemu spotkaniu z twórczością tego pisarza. Myślę o starej, turystycznej piosence „Gawędziarze”, zaczynającej się od słów: „Takie zwykłe, takie małe/Tutaj mają wielką wagę/Wykrzykniki kolorowe/Wyglądają wciąż jak nowe.” W kolejnych wersach mowa jest nie tylko o mocy samych opowieści, lecz także o czarodziejach, którzy te opowieści tworzą, magicznym sposobem splatając słowa w niezwykłe gawędy. I o nas, słuchaczach, czekających na kolejne przygody ulubionych bohaterów. Wystarczy, że sięgniemy po różdżkę, zmieniając ustną gawędę w powieść, gawędziarza w literata, natomiast słuchacza w czytelnika – i od razu odkryjemy fenomen pisarstwa Dardy. Jego proza nadal pachnie ogniskiem, przegadanymi wieczorami gdzieś w górskim schronisku i miejscowymi legendami, od których nocą włos się jeży na głowie. Jeżeli marzy się czytelnikowi przerażająca wycieczka po polskiej prowincji, po pięknym, tajemniczym i niebezpiecznym Roztoczu, na pewno nie poczuje się „Słoneczną Doliną” rozczarowany. Zachwyci się tą krainą tak samo, jak Witold, bohater powieści, który pojechał do Guciowa z zamiarem zebrania materiału do artykułu, a zamiast tego został uwikłany w historię „nie z tego świata”.

Pewnego dnia Witold Uchmann, pracownik jednej z warszawskich redakcji specjalizujący się w sprawach paranormalnych, otrzymuje tajemniczy e-mail i – skuszony zawartymi w nim informacjami – postanawia wyruszyć w podróż. Nie słucha ostrzeżeń przyjaciela, którego dręczą koszmarne sny, nie przejmuje się też niechęcią przełożonego. Na miejscu, w roztoczańskim Guciowie, niemal od razu wpada w samo „oko cyklonu”, a kolejne wydarzenia upewniają go, że lepiej zaufać ludowym opowieściom, niż własnemu rozumowi. Autor maila okazuje się kompletnym dziwakiem i dziennikarz nie wie, czy ma do czynienia z wariatem, czy z człowiekiem o zdrowych zmysłach. Postanawia mu jednak zaufać, bo coraz bardziej intryguje go Starzyzna, na wpół legendarna wioska, która jakoby zniknęła z powierzchni ziemi z powodu straszliwego grzechu jej mieszkańców. Czy rękopis, otrzymany od informatora, to bajka wyssana z palca? A może opis prawdziwych przeżyć studenta, zagubionego w alternatywnym świecie, gdzie rządzą Oni, a mieszkańcy przeklętej wioski skazani są na życie poza czasem i realną przestrzenią? Czy, wreszcie, możliwe jest przenoszenie się między dwoma wymiarami, a jeżeli tak – w jaki sposób tego dokonać…?

Niestety, nie na wszystkie pytania otrzymujemy odpowiedzi, ponieważ „Słoneczna Dolina” to dopiero pierwsza część planowanej dylogii, zatytułowanej „Czarny Wygon”. Akcja gwałtownie się urywa, ku rozczarowaniu czytelnika, który chciałby czytać dalej i dalej, zaintrygowany, spragniony kolejnych emocji. Trzeba przyznać, że konstrukcja powieści jest bardzo interesująca – przede wszystkim z powodu przeplatania narracji pierwszoosobowej, czyli historii pisanej przez Witolda Uchmanna, odrębnym opowiadaniem, dotyczącym przygód Rafała Gielmudy w Starzyźnie. Mamy więc do czynienia z budową szkatułkową, opowiadaniem w opowiadaniu. Już wcześniej, przy „Domu na Wyrębach” zauważyłam, że Darda to sprawny „architekt”, poświęcający wiele uwagi budowie swoich historii – przy „Słonecznej Dolinie” to wrażenie jeszcze się pogłębiło. Nic tu nie jest przypadkowe: można odnieść wrażenie, że każdy, najmniejszy szczegół fabuły został z góry zaplanowany i jest na swoim miejscu, dokładnie tam, gdzie powinien się znaleźć. Autor potrafi, jak każdy rasowy gawędziarz, dawkować emocje. Wie, kiedy może sobie pozwolić na chwilowe zatrzymanie, a kiedy lepiej przyspieszyć akcję, kiedy pozostać przy niedopowiedzeniach, a kiedy uchylić rąbka tajemnicy. W dodatku pisze barwnie i lekko, sprawiając, że lektura kolejnych rozdziałów – zarówno tych pisanych w pierwszej, jak i w trzeciej osobie – to czysta przyjemność, od której nie można się oderwać.

Opowieści, przynajmniej te „z dreszczykiem”, snute nocą przy ognisku, mają jednak to do siebie, że bardzo szybko wietrzeją z głowy. Światło dnia odbiera im urok, sprawia, że nawet najbardziej kunsztownie splecione wątki rozpływają się w niebycie, a my zaczynamy się zastanawiać: Jak, u diabła, miał na imię główny bohater? Co się stało z tym… jak mu tam… A właściwie, o co chodziło z tą całą nieistniejącą wioską? Najczęściej po gawędach zostaje w pamięci jedynie świadomość, że jeszcze niedawno znajdowaliśmy się pod urokiem słów i wytworzonego przez nie klimatu. „Oczy szerzej się otworzą i przypomną i pomarzą”, jak mówią dalsze słowa starej, turystycznej piosenki. „Słoneczna Dolina” czaruje, i owszem, wchłania, sprawia, że czas przestaje się liczyć, ale działa – oczywiście to moje subiektywne odczucie – jedynie podczas lektury i krótko po niej, potem zaś jej czar pryska. Tak to już bywa z gawędami. I z czysto rozrywkową literaturą, która na chwilę pozwala oderwać się od rzeczywistości, nie przynosząc ze sobą niczego, poza ulotnym pięknem…

… ale czy może być coś wspanialszego od obcowania z ulotnym pięknem opowieści?

Korekta: Natalia Bieniaszewska

Autor:Stefan Dardasloneczna_dolina_qfant

Tytuł:Czarny wygon. Słoneczna Dolina

Data wydania:luty 2010

Wydawnictwo:Videograf II

Pozostałe dane:Liczba stron: 272

Format: 135x210 mm

Oprawa miękka

ISBN: 978-83-7183-779-1

Cena: 29,90PLN

%d bloggers like this: