N. K. Jemisin, „Zabójczy księżyc”

N. K. Jemisin, „Zabójczy księżyc”


Recenzowała: Lucyna Markowska

 

Z książkami takimi jak „Zabójczy księżyc” recenzent ma zawsze ogromny problem. Z jednej strony dostajemy (zgodnie z zapowiedziami na okładce) niepowtarzalny świat, który grubą kreską odcina się od wyeksploatowanych do cna fantasy uniwersów. Z drugiej strony trudno oprzeć się wrażeniu, że ta mnogość nazw własnych, lakoniczność opisów i ciągle prąca naprzód akcja uniemożliwiają znalezienie odbiorcy punktu zaczepienia i sprawiają, że autor bawi się historią sam i czytelnik nie jest mu w ogóle do szczęścia potrzebny. Oczywiście, nominacje do nagród Nebuli i World Fantasy Award robią wrażenie, ale ja zawsze sceptycznie podchodziłam do takich wyróżnień.

Ale do rzeczy… Skoro mówiłam o wyjątkowości świata przedstawionego, pozwolę go sobie najpierw trochę przybliżyć. Akcja powieści toczy się w pustynnym mieście, gdzie na straży porządku społecznego stoją nietypowi kapłani nazywani Zbieraczami Snów. Do ich obowiązków należy w praktyce pozyskiwanie sennej krwi (specjalnej esencji), w teorii zaś dysponują czymś w rodzaju magicznych zdolności, które pozwalają ulżyć cierpieniom innych i umrzeć spokojnym snem. Można zatem powiedzieć, że mieszkańcy Gujaareh płacą niepowtarzalny rodzaj daniny, kapłani zaś są magazynierami i poborcami w jednym. Tradycję i pozorną sielankę przerywa nieoczekiwane wydarzenie, gdy Ehiru, ulubieniec bogini, udaje się z misją do cudzoziemca, a sam proces zebrania esencji… odbywa się wbrew woli celu. Wkrótce okazuje się zresztą, że za całym procesem kolekcjonowania sennej krwi skrywa się coś więcej, niż kapłani podejrzewają. Że są jedynie narzędziami, które służą do zrealizowania innego celu. Czyjego i jakiego? Tej intrygi zdradzać już czytelnikowi recenzji nie zamierzam. Podpowiem tylko, że świat Ehiru i jego ucznia wywróci się kompletnie do góry nogami. A będą oni głównymi protagonistami powieści.

Jak zatem można się przekonać po powyższym wprowadzeniu, autorce nie sposób odmówić pomysłowości. Klimat pustynnego państwa, zupełnie obca otoczka kulturowa (w odróżnieniu od  wyświechtanej pseudośredniowiecznej scenerii, po którą od wieków z lubością sięgają pisarze fantastyki), wreszcie nietuzinkowa intryga, która zaplata się w umiejętny sposób. Wszystko to – w połączeniu z lekkim stylem N. K. Jemisin – sprawia, że książkę czyta się wyjątkowo szybko…

…co nie oznacza, że ze zrozumieniem. I tutaj w zasadzie następuje moment, gdzie muszę przedstawić swoje pierwsze zastrzeżenie. Kompletny, absolutny brak jakichkolwiek opisów wprowadzających, które pozwoliłyby połapać się w akcji i tej mnogości nazw własnych. Miejsca? Jakieś są. Postacie? Jakoś wyglądają. Dostajemy tylko imiona i dialogi, a potem dzieje się, i dzieje się, i dzieje się! …aż czasami trudno złapać oddech. Niektórym pewnie taka konwencja bardzo się spodoba. Ja należę jednak do czytelników, którzy lubią wyobrażać sobie szczegóły. Potrzebuję zatem jakichś informacji, które mogłyby posłużyć do budowania w głowie obrazów. A takowych – niestety – nie otrzymuję. Naturalnie, na końcu (czyli już po fakcie, bo jak ostatnia ofiara nie zorientowałam się, że trzeba zajrzeć na ostatnią stronę przed lekturą!) znalazłam słowniczek z najważniejszymi postaciami i pojęciami. Tylko że co z tego, skoro to wszystko dalej jakieś takie… bez życia? Puste hasła. Szkoda trochę, że autorka postanowiła uczestniczyć w przygodzie sama. Niby toleruje pasażerów na gapę, ale tak naprawdę nie potrzebuje w swojej wyprawie żadnego towarzystwa. Jeśli wam to nie przeszkadza – droga wolna. Ja czułam się lekko urażona.

Docierając do podsumowania: „Zabójczy księżyc” to kawał dobrej powieści, jeśli chodzi o powiew świeżości w skostniałym już nieco gatunku. Dostajemy to wszystko – od pojedynków, po spiski i tajemne moce – co w fantastyce znamy i kochamy, zapakowane dodatkowo w nową, oryginalną oprawę. Jeśli więc nie odstrasza was perspektywa przerywania lektury, by co kilka stron zerkać do glosariusza, powinniście być zadowoleni. Zwłaszcza, że z każdym kolejnym rozdziałem czytanie idzie coraz płynniej, bez większych przerw na przypominanie. Gdybyście jednak zaliczali się do czytelników, dla których taki rodzaj rozrywki wydaje się męczący… cóż, „Zabójczy księżyc” to zdecydowanie nie produkt dla wszystkich. Należy mu poświęcić więcej czasu i skupienia, by cieszyć się efektami. I od tych czynników sugerowałabym uzależnić swoją ostateczną decyzję o zakupie.

Korekta: Aleksandra Żurekzabojczy_ksiezyc_qfant

  • Tytuł: Zabójczy Księżyc
  • Tytuł oryginału: The Killing Moon
  • Autor: N. K. Jemisin
  • Tłumaczenie: Maciejka Mazan
  • Wydawca: Wydawnictwo Akurat
  • ISBN: 978-83-7758-581-8
  • Liczba stron: 444
  • Cena: 39,99 zł
%d bloggers like this: