Peter F. Hamilton, „Upadek smoka”

Peter F. Hamilton, „Upadek smoka”


Recenzował: Jacek Orlicz

Prawdę mówiąc, z twórczością Petera F. Hamiltona nie miałem do tej pory okazji się zapoznać. Dlatego też możliwość przeczytania jednej z jego wcześniejszych, a do tego samodzielnych powieści uznałem za nie lada gratkę – postanowiłem, że z nowszymi tworami (określanymi przez wielu jako lepsze od „Upadku”) zapoznam się w dalszej kolejności, niniejszy tytuł oceniając świeżym okiem czytelnika-debiutanta w sferze hamiltonowskiego science-fiction.
Na początku warto nadmienić, że „Upadek smoka” to powieść rozbudowana, wielowątkowa i – przynajmniej z początku – dość wolna. Rzecz dzieje się w odległej przyszłości: samodzielne korporacje, niepodległe żadnemu władcy, dostrzegają ogromne koszty tworzenia i utrzymywania odległych kolonii. Sama podróż międzyplanetarna kosztuje krocie, czyniąc handel i podróż z planety na planetę praktycznie nieprzydatnymi. Nic więc dziwnego, że wkrótce kolonie stają pod presją zwrotu „pierwotnej inwestycji”, a korporacje zaczynają natarczywie domagać się od osadników udostępnienia wszelkich potencjalnie wartościowych dóbr i technologii. Lawrence, zbuntowany młodzieniec zamieszkujący jedną z kolonii, marzy o lataniu w kosmos i badaniu odległych światów. Uparty w swych postanowieniach opuszcza bezpieczne rodzinne strony i w roli najemnika zapisuje się do korporacji wciąż odbywającej loty kosmiczne.
W powieści występują naprzemienne formy narracji – raz śledzimy „teraźniejsze” losy Lawrence’a, raz zapoznajemy się z jego przeszłością i wydarzeniami, które doprowadziły do aktualnego stanu, a jeszcze kiedy indziej obserwujemy całą opowieść oczami Denise – buntowniczki z ruchu oporu i dziecięcej opiekunki. I w tym momencie muszę przyznać, że historia bohaterów w całej tej rozbudowanej powieści zainteresowała mnie chyba najmniej. I choć pisarz swobodnie skleca ze sobą kolejne wątki i fragmenty opowieści, tworząc wartościową całość, to do mnie przemawia niejako „tło” – rzeczywistość przenikająca się z wydarzeniami, a zarazem je przerastająca, z potencjałem by nawet literacko stanowić odrębny byt.
Hamilton kreuje złożony, interesujący wszechświat, w którym ludzkość osiągnęła wysoki stopień rozwoju technologicznego. Ba – powieść pod tym względem okazuje się wręcz wzorowa: czegóż bowiem więcej trzeba oddanemu miłośnikowi science-fiction niż kilkaset stron prezentujących solidne, w pełni satysfakcjonujące ekstrapolacje dzisiejszych technologii, trendów i osiągnięć naukowych? I fakt – Hamilton nie jest w swych przewidywaniach zbyt oryginalny, ale dzięki zgrabnemu ujęciu tradycyjnego, solidnego fundamentu fantastyki naukowej typu „hard”, „Upadek smoka” z pewnością będzie dla wielu osób książką niezwykle atrakcyjną. A to wszystko właśnie ze względu na znajomy, swojski klimat wiarygodnej, wręcz przewidywanej przyszłości naszej cywilizacji. Co więcej, technologia i rozwój zdają się być nie do zatrzymania, mając przy tym niepokojący i zarazem fascynujący charakter. Mniam! Jeśli Hamilton w podobnym stylu napisał swoje pozostałe powieści, to coś czuję, że czeka mnie nie lada przejażdżka po ciężkich, gęstych światach przyszłych technologii.

Korekta: Katarzyna Tatomir

Wydawnictwo: Zysk I S-KaUpadek-smoka
Oprawa: miękka
Wymiary: 140x205
Ilość stron: 842
ISBN: 978-83-7506-719-4
Premiera: 10.10.2012

%d bloggers like this: