Magdalena Kałużyńska „Alvethor. Białe miejsce”

Magdalena Kałużyńska „Alvethor. Białe miejsce”


Recenzowała: Marta Drozdek

Zadebiutowała książką o tajemniczym tytule „Ymar”. Naczytawszy się o tej powieści samych pochwał, do książki podchodziłam jak przysłowiowy pies do jeża. Im głośniej o czymś w mediach, tym bardziej sceptycznie do tego podchodzę. Mimo psychicznej blokady do wszystkiego, co jest nadmiernie wychwalane, staram się przełamać i wyrobić własne zdanie, choć czasami nijak mi to wyjść nie chce.
W tym wypadku mój opór bardzo szybko został złamany, a pienia zachwytu nad „Ymarem” nie były przesadzone – powieść mnie porwała, zamieszała i pozostawiła z niedosytem. Jednak to nie „Ymarze” mamy porozmawiać.

Na kolejna książkę Magdaleny Marii Kałużyńskiej trzeba nam było czekać całe cztery lata. Już powoli traciłam nadzieję, jednak nadzieja umiera ostatnia. I oto jest, doczekałam się kolejnej książki Magdy Kałużyńskiej.

To już chyba taki znak rozpoznawczy zostanie, że autorka od samego tytułu nas będzie zaskakiwała. Tytuł intryguje, zadziwia i zmusza do szukania odpowiedzi na pytanie „ale o co chodzi? Co to jest ten „Alvethor?”. Zgodnie z opisem na okładce – „najwyższy stopień zagrożenia czterowymiarowej przestrzeni oraz stabilności procesów tu zachodzących” – i trzeba przyznać, coś w tym jest. Stabilność moich procesów myślowych po przeczytaniu książki wyraźnie uległa zachwianiu.

Jednak przejdźmy do rzeczy. Akcja toczy się wokół losów czterech osób, zwykłych, przeciętnych obywateli, którzy nagle przeszli pozytywną weryfikację siły wyższej i zostali zaplatani w zakręconą opowieść.

Mimo,że oszczędny i enigmatyczny, wstęp próbuje nas przygotować na to, co spotkamy na kolejnych kartach książki. Przerażony mężczyzna układa w swoim lofcie stos wyposażenia mieszkania rozczłonkowanych ciał i krokodylego ogona. Zwieńczeniem stosu jest on sam. Polewa się benzyną i podpala. Wszystko po to, by ochronić nasz świat przed przedarciem się ciemności.

Badający sprawę policjanci nie mają pojęcia, co o tym myśleć i jak rozwiązać zagadkę tej śmierci. Już od pierwszych stron mamy same pytania. Czym jest tajemnicza substancja o niezidentyfikowanym składzie? Dlaczego w szczątkach nie ma głów ofiar? Tajemnicze głosy w głowach bohaterów to objaw szaleństwa czy opętania, a może to istoty spoza naszej rzeczywistości? Z czym mamy do czynienia i co nas czeka w przyszłości?

Pierwszym z naszej czwórki bohaterów jest Michał Rejman, dwudziestodwulatek, z zawodu fryzjer. Trafia do szpitala psychiatrycznego jako bardzo niebezpieczny pacjent, po tym jak dzień wcześniej zadźgał nożyczkami fryzjerskimi przypadkowego przechodnia. Jednak to dopiero początek, bo morderstwo jest początkiem procesu rekrutacji, fryzjer zaś pierwszym rekrutem, ofiara obcą niebezpieczna istotą.

Kolejna na liście jest Anna Gołębiowska. Jej ciało opanowuje obcy, a ona zyskuje stopień pułkownika. Zostaje jeszcze Małgorzata Ziołek i Agata Brzozowska, które także muszą przejść specyficzną rekrutację.

Magdalena Kałużyńska szczegółowo przedstawia osobowości bohaterów. Poznajemy ich fobie, stosunek do otaczającego świata, podejście do telefonów komórkowych, imprez w klubach czy ludzkiej głupoty. Czasami utożsamiałam się z jedną z bohaterek tak silnie, że tylko czekałam, aż pojawią się głosy w mojej głowie. Jednak osobowość ulegnie przeobrażeniu, w końcu wszystko opiera się na kwantyfikacji tezy. Bohaterowie wbrew swojej woli poddawani są dogłębnemu badaniu, czy są zdolni podjąć misję, jaka im zostanie powierzona.

Mimo że książka ukierunkowana jest bardziej w stronę horroru, to zawiera w sobie elementy z pogranicza science fiction w filozoficznym wydaniu. Autorka szuka odpowiedzi na pytania nurtujące nas od zarania dziejów. Czy jesteśmy sami we wszechświecie, czy otaczająca nas rzeczywistość to jedyna rzeczywistość, a może za zasłoną ograniczająca nasze postrzeganie kryją się inne światy? To tajemnicze białe miejsce otoczone przez wdzierająca się brutalnie do naszej rzeczywistości ciemność.

W każdym zdaniu można odnaleźć specyficzny dowcip autorki i chęć zabawy z czytelnikami poprzez wciągnięcie ich w opowiadaną historię i próbę zrobienia im pulpy z mózgu. Jednak wytrawny zjadacz historii nie daje się tak łatwo i tak jak autorka bawi się pisaniem, tak czytelnik podąża z ciekawością za autorką, smakując jej kwaśno-gorzką historię, ciesząc się, że nie została splugawiona nawet najmniejszą nuta słodyczy.

Sama akcja jest wyważona i po momentach szalonego pędu zwalnia, pozwalając na chwile refleksji i odpoczynku przed dalszym szaleństwem.
Nie da się ukryć, że pomimo zalet powieść ma również i wady.
Po pierwsze – kończy się, zostawiając czytelnika wstrząśniętego, zmieszanego i totalnie wkurzonego na autorkę. Bo jakże to tak? Koniec, już? Może fakt ten bym wybaczyła, gdyby nie to, że jest to pierwszy tom z trylogii. I tu chyba zgłoszę wniosek formalny, aby wydano zakaz pisania wielotomowych książek, a jak już autor popełni taki grzech, to mają one być wydane hurtem, a nie na raty.
Skoro pierwszy tom tak namieszał, to pytanie: co będzie dalej? Trzeba się bać?
Jedno jest pewne – jak nie boicie się eksperymentów literackich, lubicie mieszanie gatunków i hektolitry krwi to jest to książka zdecydowanie dla Was.
Powieści nie da się zaszufladkować, wyłamuje się ze schematów, obala konwenanse. Nawet nie próbujcie jej wcisnąć w konkretny gatunek. Znajdziecie tu elementy sf, horroru, thrillera i jeszcze paru gatunków, a wszystko to opakowane w smakowitą okładkę ociekającą krwią. Tylko brać i czytać i cieszyć się, że to nie Was autorka uśmierciła i możecie spokojnie w ciepłych kapciach, siedząc na kanapie, śledzić losy bohaterów, zastanawiając się, co im jeszcze ta Magda szykuje.

Korekta: Katarzyna Tatomir

%d bloggers like this: