Eve de Castro, „Król cieni”

Eve de Castro, „Król cieni”


Recenzowała: Lucyna Markowska

 

Podobno nie istnieje wytwór ludzkich rąk, za którym nie skrywałoby się czyjeś poświęcenie lub osobista tragedia. Przymuszaniu do pracy w fabrykach, zatrudnianiu dzieci, używaniu niebezpiecznych dla zdrowia zamienników czy wreszcie procesowi powstawania wielkich cudów architektury mogłyby towarzyszyć osobne opowieści o wyzysku i cierpieniu. „Król cieni” wpisuje się tym samym w konwencje książek takich jak „Nędznicy” Wiktora Hugo, „Filary ziemi” Kenna Folleta czy film „Katen no shiroi” w reżyserii Mitsutoshi Tanaka. Jego bohaterami są bowiem przedstawiciele skrajnych stanów: duchowieństwa, zamożnej szlachty, samej rodziny królewskiej, ale też łowcy pijawek, budowniczy czy właściciele łaźni. Tych ostatnich łączy próba odnalezienia dla siebie miejsca w świecie, gdzie na skutek podziału klasowego nie przysługują im żadne prawa, a sprawiedliwość jest tylko pustym słowem. Nic bowiem nie może się równać ze wspaniałością Ludwika XIV, zaś jego wola jest prawem, gdy pozostałym ludziom przypada rola smutnych, zapomnianych cieni…

Autorka Eve de Castro zdecydowała się na narrację, która obecnie nie cieszy się zbytnią popularnością. Kolejne losy bohaterów poznajemy za sprawą serii listów, które Ange Lacarpe wysyła do młodego Charlesa, dziedzica hrabiego de Cholaya. Już od samego początku czytelnik przeczuwa, iż relacje chłopca i opiekuna były bardzo bliskie, zaś za zniknięciem Ange’a (który w listach stara się po części usprawiedliwić swoje odejście) skrywa się niebezpieczna tajemnica. Nim jednak dotrzemy do ostatniego wyznania i zostaniemy zaskoczeni nietypowym finałem, udamy się z narratorem w podróż po XVII-wiecznej Francji za czasów panowania Ludwika XIV. „Król cieni” nie może jednak być mylony z powieścią historyczną. Pomimo występowania kilku ważnych dla tego okresu postaci (w tym osoby króla czy jego brata Filipa, Księcia Orleańskiego) oraz okazjonalnych opisów faktycznych wydarzeń, cała reszta stanowi wyraźnie podkoloryzowaną fikcję literacką. Czasami nadmiernie udramatycznioną, dla lepszego efektu. Skupioną raczej wokół problemów osób najbardziej dotkniętych podziałem stanowym: służby, pozycji kobiety, traktowania dzieci – niż wokół prawdziwych, politycznych przepychanek.

Ange Lacarpe opisuje wydarzenia, w których uczestniczyły znane mu postaci oraz takie, o których jedynie w jakiś sposób zasłyszał. Najwięcej uwagi (jak zresztą się później okazuje, nie bez przyczyny) poświęca Nine La Vienne oraz Batiste Le Jongleur, którzy mimowolnie stają się częścią otoczenia króla. Pomimo sporej liczby bohaterów, nie ulega jednak wątpliwościom, iż to Nine przypada laur pierwszeństwa. Jest bowiem osobą, która mimo wszystkich przeciwności losu, pragnie zostać lekarzem i to ją spotykają największe upokorzenia. Autorka starała się przy okazji poruszyć temat różnego postrzegania roli kobiety i mężczyzny w społeczeństwie. Ze szczególnym wskazaniem na uprzedmiotowienie tych pierwszych. Niestety, im dalej zagłębiałam się w lekturę „Króla cieni” tym bardziej nużyły mnie kolejne opisy gwałtów (w tym niezwykle brutalnych) i scen erotycznych, które zamiast pokazywać rzeczywiste cierpienie kobiet, wydawały się tylko pikantnymi ozdobnikami. Odnosiłam zresztą wrażenie, iż de Castro przesadziła z ich ilością, tracąc wyraźnie proporcje pomiędzy scenami, które służą fabule, a które niebezpiecznie zbliżają powieść do granicy niezbyt ambitnego romansu.

Paradoksalnie, to właśnie pozostałe opisy w powieści stanowią najmocniejsza stronę „Króla cieni”. Zwłaszcza szczegóły dotyczące wyglądu postaci: zepsutych zębów, ukrywania zniszczonych włosów, śladów po chorobach (w tym podłapanych na skutek rozwiązłości seksualnej dworzan) czy metod „podrabiania” gatunku pijawek z brązowych na czarne – poprzez malowanie ich i karmienie krwią. Autorka z prawdziwą pieczołowitością starała się podziałać na wyobraźnię odbiorcy, tworząc naprawdę zapadające w pamięci sceny. Muszę więc przyznać, że w pełni udało się jej osiągnąć oczekiwany efekt. Od obrzydzenia, po zdziwienie. Zwłaszcza że obecnie trudno jeszcze czymś zszokować czytelników.

Na pochwałę zasługuje także finał, który okazał się bardzo przewrotny. Niby na pewnym etapie możliwy do przewidzenia, ale wciąż satysfakcjonujący. Po rozwiązaniu zagadki czujemy się bowiem jak po przeczytaniu dobrego kryminału, którego sekrety udało nam się poskładać w całość przed detektywem-protagonistą.

Czy zatem „Król cieni” to powieść godna polecenia? Jeśli nie odstraszą was sceny erotyczne, mające w pełni zobrazować dziwactwa i rozwiązłość dworu wersalskiego, a bynajmniej nie ograniczające się do romansików, lecz czasami zaskakujące okrucieństwem – możecie dostrzec, że Eve de Castro napisała historię wzruszającą i dramatyczną zarazem – z pewnością wartą zapoznania. Zwłaszcza jeśli lubicie świat królewskich intryg oraz tematykę problemów społecznych. Być może powieść zdoła sobie także zaskarbić sympatie miłośników kryminałów w historycznej konwencji. Nine La Vienne jest oryginalną bohaterką „z pazurem”, która nie czeka na ratunek, lecz od początku do końca gotowa jest walczyć o ideały, w które wierzy, a takiej postawie zawsze miło pokibicować. Nawet, jeśli tylko jako czytelnik.

 

Korekta: Grzegorz HammerEve de Castro, Król Cieni

 

  • Tytuł: Król cieni
  • Tytuł oryginału: Le Roi des Ombres
  • Autor: Eve de Castro
  • Tłumaczenie: Wiktora Melech
  • Wydawca: Wydawnictwo Albatros
  • ISBN: 978-83-518-7
  • Liczba stron: 462
  • Format: Cena: 39,90 zł
  • Data wydania: 2014

%d bloggers like this: