Tajemnice, fałszywe tropy, a od czasu do czasu jakieś morderstwo – wywiad z Saszą Hady

Tajemnice, fałszywe tropy, a od czasu do czasu jakieś morderstwo – wywiad z Saszą Hady


Rozmawiała Joanna Kubica

 

Sasza  Hady,  autorka  cyklu  powieści  o  przygodach  detektywa  Alfreda  Bendelina,  opowiada  o  swoich  książkowych  bohaterach,  autorskich  planach  na  przyszłość,  eksperymentach  z  prozą  fantastyczną  oraz  literackich  zauroczeniach.

Joanna Kubica:  Wreszcie  doczekaliśmy  się  kolejnych  przygód  Alfreda  Bendelina  vel  Nicka  Jonesa.  Pisanie  kolejnej  powieści  o  sympatycznym  detektywie  było  łatwiejsze  od  debiutanckiej  książki  czy  przeciwnie,  trudniejsze?

Sasza Hady:  Pod  pewnymi  względami  praca  nad  „Trupem  z  Nottingham”  była  łatwiejsza,  bo  znałam  już  bohaterów  i  czułam,  że  mogę  trochę  swobodniej  sobie  z  nimi  poczynać  –  śmielej  mieszać  im  szyki,  stawiać  ich  w  nowych,  nieoczekiwanych  sytuacjach,  a  także  odsłaniać  ich  nieznane  dotąd  cechy.

Z  drugiej  strony  miałam  poczucie,  że  muszę  wejść  na  wyższy  poziom  (szczególnie  jeśli  chodzi  o  samą  kryminalną  intrygę),  a  moja  druga  książka  powinna  w  wielu  aspektach  różnić  się  od  debiutu.  Chciałam,  żeby  to  była  zupełnie  nowa  przygoda,  i  dlatego  wyrwałam  Nicka  i  Ruperta  z  „oswojonego”  już  pejzażu  Little  Fenn  i  wysłałam  do  Nottingham.

Myślę,  że  bardziej  napracowałam  się  przy  „Trupie…”,  ale  też  pisanie  tej  książki  dało  mi  więcej  satysfakcji.

J.K.:  Skąd  pomysł,  żeby  tym  razem  uczynić  miejscem  zbrodni  wydawnictwo?  I  to  zabójstwo  właściciela  wydawnictwa...  Jak  na  nie  zareagował  Twój  wydawca? 

S.H.: Jestem  z  moim  wydawcą  w  bardzo  dobrych  stosunkach,  więc  nie  sądzę,  żeby  choć  przez  moment  ktoś  poczuł  się  na  serio  zagrożony  😉  Ja  sama  przez  cztery  lata  pracowałam  jako  redaktor  w  wydawnictwie  i  właśnie  dlatego  postanowiłam  umieścić  akcję  „Trupa…”  w  takich  dekoracjach  –  trochę  z  sentymentu  (tak,  wiem,  jak  to  brzmi  w  kontekście  krwawej  zbrodni!),  a  trochę  dlatego,  że  takich  kryminałów  jest  bardzo  niewiele  (do  głowy  przychodzi  mi  „Grzech  pierworodny”  P.D.  James  albo  „Morderstwo  niedoskonałe”  Agnieszki  Krawczyk).  Chciałam  pokazać  trochę  smaczków  z  życia  wydawnictwa,  a  także  dać  Rupertowi,  który  jako  pisarz  jest  przewodnikiem  Nicka  po  świecie  redaktorskich  intryg,  większe  pole  do  popisu.

J.K.:  Skoro  już  mowa  o  Nicku  i  Rupercie…  Ostatnio  oglądałam  nową  serię  odcinków  „Sherlocka”  produkcji  telewizji  BBC.  Mało  komu  udaje  się,  jak  Conanowi  Doyle'owi,  stworzyć  tak  świetny  duet:  szorstki  i  nietowarzyski  detektyw-geniusz  oraz  sympatyczny  i  odważny  przyjaciel,  doktor  i  żołnierz  w  jednym.  Wielu  pisarzy  próbuje  ich  kopiować,  dodając  coś  od  siebie.  Za  to  w  twoich  powieściach  dostrzegam  pewne  odwrócenie  ról.  Nick  przypomina  mi  właśnie  Watsona  –  jest  odważny,  chce  rozwiązywać  zagadki,  ale  jednocześnie  się  ustatkować  i  założyć  rodzinę.  Rupert  jest  nieco  ekscentryczny  jak  Holmes.  Wolisz  takiego  bardziej  „ludzkiego”  detektywa,  z  którym  czytelnik  może  się  utożsamiać?  A  może  jest  on  większym  wyzwaniem  twórczym  niż  genialny,  ale  na  swój  sposób  przewidywalny  Sherlock?

S.H.:  Ach,  uwielbiam  „Sherlocka”!  (jak  wszyscy)  To  bardzo  ciekawa  wersja  zależności  między  bohaterami  Conana  Doyle'a  (chociaż  wersja  Guya  Ritchiego  też  mi  się  podobała);  szczególnie  ujęło  mnie  to,  że  twórcy  serialu  nie  starali  się  antagonizować  Mary  i  Holmesa.  Ale  –  wracając  do  „Trupa  z  Nottingham”:  nie  chciałam,  żeby  mój  detektyw  dołączył  do  kolekcji  dziwacznych  policjantów  dręczonych  fobiami,  nałogami,  natręctwami  i  wspomnieniami  bolesnej  przeszłości,  bo  to  już  było  –  i  to  wiele  razy. Trup z Nottingham

Nick  Jones  jest  całkowicie  zdrowym,  normalnym  (no  dobrze,  słyszy  głosy  –  ale  to  przecież  każdemu  może  się  zdarzyć!)  młodym  mężczyzną,  dla  którego  praca  nie  jest  najważniejsza  na  świecie,  zwłaszcza  odkąd  w  jego  życiu  pojawiła  się  Ann  Hope.  Chyba  rzeczywiście  jest  podobny  do  Watsona,  ale  nie  powiedziałabym,  że  Rupertowi  blisko  do  Holmesa.  Marley  to  na  pewno  postać  barwna  i  ekscentryczna,  ale  kiedy  przychodzi  co  do  czego,  to  Nick  rozwiązuje  zagadkę  morderstwa.

J.K.:  Wracając  jednak  do  naszego  trupa…  Walter  Darrington  nie  cieszył  się  niczyją  sympatią.  Chyba  nikt,  łącznie  z  czytelnikami,  mu  nie  współczuł.  Całkiem  zgrabnie  udało  Ci  się  na  kartach  powieści  nakreślić  całkiem  poważny  wątek,  jakim  jest  molestowanie  kobiet  w  pracy.  I  przy  okazji  stworzyłaś  atrakcyjną drugoplanową  bohaterkę,  silną  kobietę,  która  na  taką  nie  wygląda...

S.H.:  „Trup  z  Nottingham”  ogólnie  jest  trochę  poważniejszy  niż  „Morderstwo  na  mokradłach”,  chociaż  nie  rezygnowałam  z  rozmaitych  ulg  komicznych  (generowanych  rzecz  jasna  głównie  przez  Ruperta).    W  wydawnictwie  D&B,  w  którym  zaiste  nikt  nie  ronił  łez  po  Darringtonie,  pracuje  kilka  silnych  kobiet,  ale  oczywiście  Jenny,  nowa  pomocnica  Nicka  i  Ruperta,  wybija  się  na  pierwszy  plan.

Panna  Stanfield  pojawi  się  na  pewno  w  trzeciej  części  przygód  Bendelina  –  i  to  już  w  pierwszej  scenie  –  dlatego  warto  ją  zapamiętać.  Dzięki  niej  niedługo  poznamy  bardziej  mroczne  oblicze  Ruperta:  jak  można  się  domyślić,  Marley  jest  absolutnie  okropnym  pracodawcą...

J.K.:  Myślę,  że  Jenny  sobie  poradzi.  Gorzej,  gdy  częściej  będzie  wpadać na  Nicka  i  Ann.  Właśnie,  może  w  kolejnej  części  przygód  naszego  detektywa ciężar  wątków  romantycznych  spadnie  na  innych  bohaterów  niż  Nick?  Na przykład na Ruperta? 

S.H.:  Szczerze  mówiąc,  wątki  romansowe  zawsze  najtrudniej  mi  zaplanować,  bo  to  wydarza  się  jakby  samo  z  siebie  (trochę  jak  w  prawdziwym  życiu.)  W  „Trupie  z  Nottingham”  starałam  się  przesunąć  te  akcenty  na  postaci  drugoplanowe  (np.  Amiyę  i  Elisabeth),  ale  Jenny  nadspodziewanie  skutecznie  namieszała  niektórym  panom  w  głowach...  Co  do  Ruperta,  nic  nie  mogę  obiecać.  Wbrew  pozorom  jest  bardzo  stały  w  uczuciach,  a  obiekt  jego  westchnień  pozostaje  nieosiągalny.  Ale  kto  wie...

J.K.:  Saszo,  czy  możesz  uchylić  rąbka  tajemnicy  co  do  fabuły  kolejnej  powieści  z  cyklu?  „Morderstwo  na  mokradłach”  było  klimatycznym  kryminałem  a  la  Agatha  Christie  z  mokradłami  i  przerażającymi  niespodziankami  w  beczkach  po  dyni.  Z  kolei  „Trup  z  Nottingham”  był  bardziej  realistyczny  –  taka  historia  mogłaby  wydarzyć  się  w  niejednym  mieście  i  niejednej  firmie...

S.H.:  Sądzę,  że  trzecia  część  będzie  bardziej  podobna  do  „Morderstwa  na  mokradłach”,  chociaż  prace  nad  nią  nie  są  na  tyle  zaawansowane,  żebym  mogła  powiedzieć  coś  pewnego.  Tym  razem  Nick,  Rupert  i  Jenny  będą  rozwiązywać  zagadkę  morderstwa  w  pewnym  nietypowym  teatrze...

J.K.:  Brzmi  intrygująco.  Niedawno  czytałam  „Świat  jest  teatrem”  Akunina i  przyznam,  że  teatr  to  idealna  sceneria  do  zbrodni.  Jak  długo  przyjdzie  nam czekać  na  kolejną  powieść?

S.H.:  Mam  nadzieję,  że  trzeci  tom  przygód  Alfreda  Bendelina  będzie  dobrym  gwiazdkowym  prezentem.  W  tej  chwili  pracuję  nad  kilkoma  książkami  na  raz  i  dlatego  kolejna  część  tej  serii  powstaje  wolniej  niż  poprzednie.

J.K.  Możesz  nam  coś  opowiedzieć  o  tych  innych  projektach?  Pracujesz nad  czymś  innym  niż  kryminał?

S.H.:  Ostatnio  sporo  eksperymentuję  z  fantastyką,  zaczęłam  też  pisać  coś,  co  w  zamierzeniu  miało  być  po  prostu  historią  miłosną...  dopóki  nie  pojawiły  się  pierwsze  zwłoki.  Obawiam  się,  że  niezależnie  od  wybranego  gatunku,  w  moich  książkach  zawsze  będą  pojawiać  się  tajemnice,  fałszywe  tropy,  a  od  czasu  do  czasu  jakieś  morderstwo.  Cały  czas  pracuję  nad  książkami  dla  dzieci  –  niektóre  z  nich  również  są  dość  mroczne.

 J.K.:  Mówiąc  krótko,  czujesz  pewien  pociąg  do  zbrodni.  A  jeśli  chodzi  o  powieść  fantastyczną:  w  jakim  miejscu  miałaby  się  rozgrywać  jej  akcja?  W  realnie  istniejącym  miejscu  np.  w  Polsce,  czy  w  kompletnie  nowym  świecie?  W  swoich  kryminałach  opisujesz  współczesną  Wielką  Brytanię,  a  nie  np.  rodzinny  Kraków.

morderstwo-na-mokradlach,big,332834S.H.:  Mam  zamiar  stworzyć  swój  własny  fantastyczny  świat.  Bardzo  lubię  pisać  o  miejscach,  które  znam  słabo  albo  wcale,  bo  wtedy  mogę  więcej  rzeczy  sobie  wyobrazić,  a  wyobrażanie  jest  przyjemniejsze  od  odtwarzania.  Zresztą  Anglia  Nicka  Jonesa  też  nie  jest  do  końca  „prawdziwa"  –  to  raczej  świat  znany  nam  z  kryminałów  Agathy  Christie,  gdzie  najbardziej  krwawe  morderstwa  popełnia  się  w  sielskich  z  pozoru  wioskach,  detektyw-amator  jest  zawsze  bardziej  skuteczny  niż  policja,  a  podstępni  i  rozrzutni  siostrzeńcy  tylko  czekają,  żeby  dosypać  bogatym  ciotkom  arszeniku  do  kawy.  W  moich  książkach  korzystam  z  tych  dobrze  znanych  każdemu  czytelnikowi  kryminałów  wyobrażeń  o  Wielkiej  Brytanii,  ale  także  staram  się  podejmować  grę  z  konwencją.

Myślę,  że  nigdy  nie  potrafiłabym  napisać  książki  o  Krakowie,  bo  po  prostu  za  dobrze  go  znam  i  nie  pobudza  mojej  wyobraźni.  Chętnie  natomiast  stworzyłabym  choćby  krótkie  opowiadanie  o  Warszawie,  w  której  mieszkam  od  pół  roku  i  która  naprawdę  mnie  fascynuje.

J.K.:  Serwis  Qfant.pl  co  roku  urządza  konkurs  na  opowiadanie  m.in.  kryminalne.  Czy  mogłabyś  udzielić  naszym  czytelnikom  jakichś  rad  w  kwestii  tego,  jak  napisać  dobre  opowiadanie  kryminalne?  Jakie  błędy  przy  pisaniu  tego  typu  utworów  popełniają  młodzi  adepci  sztuki  literackiej?

S.H.:  Szczerze  mówiąc,  nie  czuję  się  powołana,  żeby  pouczać  innych  w  tej  materii,  bo  sama  ciągle  eksperymentuję  z  opowiadaniami.  Szczególnie  trudno  zdefiniować  dobre  opowiadanie  kryminalne,  ponieważ  kompozycja  każdego  z  nich  powinna  być  zaskakująca,  a  zatem  niepowtarzalna.  Poprzestanę  więc  na  stwierdzeniu,  że  warto  zapisywać  każdy  pomysł,  który  wydaje  się  interesujący,  a  dopiero  potem  brać  go  „w  krzyżowy  ogień  pytań”  i  sprawdzać,  czy  wytrzymuje  krytykę.  Wydaje  mi  się,  że  sporo  obiecujących  pomysłów  nam  umyka,  bo  zaczynamy  je  sami  krytykować,  zanim  napiszemy  pierwsze  zdanie.

J.K.:  To  może  na  zakończenie  spytam  jeszcze,  jaka  ostatnio  przeczytana książka  przez  Ciebie  książka  zrobiła  na  Tobie  wrażenie? 

S.H.:  Ostatnio  chyba  największe  wrażenie  zrobił  na  mnie  „Wurt”,  za  którego  wreszcie  się  zabrałam,  skuszona  nową  okładką  „Uczty  Wyobraźni".  Hipnotyczna,  pełna  piętrowych  aluzji  literackich  wizja  Noona  całkowicie  mnie  zauroczyła,  a  szczególnie  jej  swoiście  konsekwentna  nonszalancja  i  rozrzutność:  roi  się  tam  od  dziwnych  istot  i  zjawisk,  ale  nikt  nam  nie  tłumaczy,  czym  właściwie  są  widmodziewczyny  czy  robopsy.  Książka  nie  staje  się  przez  to  niezrozumiała,  tylko  jeszcze  bardziej  niepokojąca  i  wciągająca:  ciągle  poruszamy  się  wśród  tajemniczych,  zmieniających  się  dekoracji  (niektóre  z  nich  potrafią  ugryźć).

J.K.  Saszo,  dziękuję  za  rozmowę.

%d bloggers like this: