Zoran Krušvar, „Wykonawcy Bożego Zamysłu”

Zoran Krušvar, „Wykonawcy Bożego Zamysłu”


Nie znoszę  opowieści o wampirach. Mierżą mnie „Zmierzchopodobne” tandety, które pomagają człowiekowi szybko usnąć, lecz niestety zwykle towarzyszy temu męka znoszenia kolejnych infantylnych scen miłosnych z udziałem dobrych wampirów i szukających księcia z bajki nastolatek. Dlatego też z wielkim dystansem sięgnąłem po książkę Krušvara, obawiając się najgorszego. Oto moje wnioski.

Owszem podszedł  do tematu wampiryzmu bez lukru, ale jego bohaterowie to wciąż wampiry, które mnie po prostu śmieszą. Oczywiście, to rzecz gustu. No dobrze, krwiopijcy w „Wykonawcach Bożego Zamysłu” podobali mi się bardziej niż uspołeczniona rodzina Edwarda Cullena. Chorwacki autor ukazał je jako krwiożercze bestie będące wrogami ludzkości. To właśnie do walki z nimi Kościół powołuje tytułową organizację. Oto zbiorowy bohater książki.

Akcja powieści toczy się głównie w Chorwacji, na przestrzeni wielu wieków, poczynając od II w. p.n.e., a na niedalekiej przyszłości kończąc. Obserwujemy wysiłki zmierzające do likwidacji całej „krwiolubnej nacji”. Pomimo szybkiej narracji autor zręcznie wkomponował w fabułę wiele wartościowych elementów. Na przykład pokazuje fragmenty niechlubnej historii Kościoła, mroczne czyny jego urzędników, a jednocześnie pozytywnie ocenia prawdziwą wiarę, która nie wymaga instytucji. Świat, który wyszedł spod pióra Krušvara, wypełnia kazuistyka. Każdy czyn ma swoje konsekwencje, czasem dobre, czasem złe. Już samo pojawienie się wampirów jest zdaniem autora wpisane w ten schemat. Może fabuła nie jest zaskakująca, ale w tej dziedzinie trudno o nowatorstwo, mam na myśli bajki o wampirach. Tak jak pisałem, spodziewałem się czegoś o wiele gorszego, więc nie mam powodów do narzekania. Cieszę się wręcz z każdego powiewu świeżości, o niebo lepszego niż historyjki pani Mayer.

Długo się zastanawiałem, czy podoba mi się powieść, w której bohaterowie przemykają po kartkach, walczą, giną i nie zostawiają po sobie śladu istnienia. Ale w końcu stwierdziłem, że mi to odpowiada. Owszem, nie pozwala to przywiązać się do bohaterów i kibicować ich poczynaniom, ale chyba jest to zabieg celowy, bowiem misja „Wykonawców Bożego Zamysłu” nie opisuje supermenów czy zbawców, lecz zwykłych ludzi z ich zaletami i wadami. Autor jednak nie zaniedbuje swoich postaci i świetnie je stylizuje w zależności od epoki czy statusu społecznego. Inaczej zachowuje się i wysławia średniowieczny rycerz, a odmiennie współczesny człowiek. Bardzo dobrym zabiegiem okazała się zmienna perspektywa prowadzenia. Gdy śledzimy losy bohaterów z trzeciego planu, mogą nas zaskakiwać swoimi czynami i zyskuje na tym akcja, natomiast kiedy patrzymy na świat oczami danej postaci i słyszymy jej myśli, rozumiemy motywacje i możemy zastanowić się nad głębszą oceną danej osoby.wykonawcy_bozego_zamyslu_qfant

Na koniec powiem kilka słów o opisach. Kwiecistość narracji nie jest mocną  stroną książki. Jednym to przeszkadza w delektowaniu się  lekturą, innym pomaga w bezstresowym przerzucaniu kolejnych kartek, np. podczas podróży pociągiem. Osobiście nie przechylam szali sporu na żadną ze stron. Widziałem w życiu wiele książek pisanych prostym i wyrafinowanym stylem. Tak w jednej, jak i w drugiej grupie mam swoich ulubieńców, do których wracam. Wszystko zależy od nastroju i ilości czasu, jakim akurat dysponuję.

„Wykonawców Bożego Zamysłu” polecam ludziom, którzy chcą się odprężyć, przebiec przez kilka ładnych stuleci i pooglądać zmagania z bestiami, które faktycznie zasługują na śmierć oraz pozastanawiać się wraz z autorem nad naturą człowieka. To dobra książka na zimowy wieczór i bardzo dobrze, że znalazł się jej polski wydawca.

%d bloggers like this: