STEPHENIE MEYER, „PRZED ŚWITEM”

STEPHENIE MEYER, "PRZED ŚWITEM"


Autor: Agnieszka Zagórska
Korekta: Anna Rzepecka


Zabierając się za czwarty tom sagi Zmierzch miałam mieszane uczucia. Czym może zakończyć się czas oczekiwania, rozterek, wyborów i lęków Belli? Jak potoczą się losy bohaterów, do których nie trudno było się przywiązać podczas czytania poprzednich tomów?

Obaw było wiele. W końcu Stephenie Meyer skrupulatnie dbała o to, żeby wyjątkowi bohaterowie sagi nie mieli łatwego życia. W ostatniej części należało więc spodziewać się rozwiązania tych wszystkich życiowych galimatjasów i wyjaśnienia kilku rozpoczętych wątków. Czy efekt nie będzie zbyt cukierkowy? A może w przeciwieństwie do końcówek "Zmierzchu", "Księżyca w nowiu" czy też "Zaćmienia" ten tom okaże się bardziej mroczny?

Mimo początkowego sceptycyzmu muszę przyznać, że czułam się mile zaskoczona. Autorce udało się zbudować odpowiedni klimat i pociągnąć do końca rozpoczęte wcześniej epizody. Ba! Wprowadziła nawet kilka innych, dość krótkich, ale jakże ciekawych akcji. Zacznijmy jednak od początku.

Już sama okładka zachęca do czytania. Kolejny raz dominuje klimatyczna czerń. Szachownica, a na niej dwa samotne pionki nasuwają proste skojarzenie końca rozgrywki.

Wcześniej w roli narratora występowała Bella i to tylko i wyłącznie jej oczami mogliśmy oglądać wydarzenia, jakie miały miejsce w Forks. "Przed świtem" podzielone jest na trzy części – w pierwszej i trzeciej narratorem pozostaje Bella, natomiast w drugiej w jego rolę wciela się Jacob. Nadaje to całości bardzo ciekawy efekt. Ta sama historia, w której zmienia się opowiadający, a razem z nim język wypowiedzi. Jacob wyraża się w sposób prosty, nie stara się używać w swojej wypowiedzi żadnego "filtru", co nadaje książce mniej ugrzeczniony niż poprzednio styl. Dzięki temu widzimy również dwa różne podejścia do jednego zagadnienia – w końcu opinie na temat wampirów Belli, a Jacoba to dwa zupełnie różne bieguny.

Po raz kolejny książka napisana jest prostym językiem, bez specjalnego patosu. Może Stephanie Meyer nie prezentuje wybitnego kunsztu literackiego, ale jej książki mają pewną prostotę, która pozwala łatwiej przyswoić treści. Autorka idealnie dawkuje opisy. Wprowadzają w sytuacje, ale nie nudzą. O ile chwilami w drugim tomie miałam ochotę ominąć parę linijek, tak w czwartym znaleziono złoty środek.

Książka zaczyna się od krótkiej retrospekcji, pozwalającej nam zapoznać się w skrócie z opisem zaręczyn, czy też reakcji rodzin obojga kochanków, na te doniosłe wydarzenie. Głównie skupiamy się na odczuciach Belli i komisarza Swan, co chwilami daje komiczny efekt.

Sam ślub jest niczym wyjęty z bajki – piękna panna młoda, idealny pan młody, szczęśliwe rodziny oraz piękna oprawa w postaci wielkiej ilości kwiatów i ozdób. Dzięki ceremonii zaślubin w końcu mamy okazję bliżej poznać klan Denali, o którym tak często wspominała rodzina Cullenów. Nie zawodzą naszych oczekiwań – okazują się zjawiskowo piękni, posiadają zachwycające zdolności i traktują Bellę jak członka swojej rodziny.
Nie jest to jednak koniec - po za Tanyą i jej klanem mamy okazję poznać również wampirów z odległej Irlandii, Amazonki, Egiptu czy Rumunii, a wszystko to dzięki pewnym wyjątkowym okolicznościom. Nie obejdzie się rzecz jasna bez komplikacji - nad Cullenami zawisła groźba kolejnego, a zarazem najgroźniejszego spotkania z Królewską rodziną Volturi. Jaki udział będzie w tym miało plemięe wilkołaków?

Ostatni tom zaspokoi nawet najbardziej ciekawskiych fanów serii. Odpowie na wszystkie dręczące nas pytania z nawiązką. Dowiemy sięprzedswitem_qfant między innymi o ostatecznym wyborze Belli - życie, czy nieśmiertelność? Okaże się, jakie będą skutki miesiąca miodowego i nocy poślubnej nowożeńców. Poznamy historię nieśmiertelnych dzieci, ściśle wiążącą się z historią klanu Denali. Wilkołaki przyjmą ostateczną decyzję co do paktu z wampirami, a Jacob zdecyduje się, czy chce dalej znać Bellę.

Zobaczymy przyjaźnie wystawione na próby, strach i walkę o rodzinę. Okaże się, kto jest przyjacielem, a kto nie jest wart zaufania.

Reasumując – "Przed świtem" jest warte zachodu i swojej ceny. Spełnia wymagania różnego typu czytelników, pokazuje jak wielkie znaczenie w świecie mają podstawowe wartości, takie jak miłość, rodzina, czy przyjaźń. Nie ma tu przesadyni w żadną stronę – autorka nie stara się na siłę upchnąć w opowieści zbyt wielu dobrych zakończeń, ale również nie przesadza z dramatyzmem. Proporcje są idealnie wymierzone. Myślę, że nie tylko wierni fani Zmierzchu po lekturze poczują się nasyceni i w pełni usatysfakcjonowani.

%d bloggers like this: