Neil Gaiman, „Nigdziebądź”

Neil Gaiman, „Nigdziebądź”


Recenzował: Maciej Lewandowski

Proszę Państwa: Neil Gaiman. Zdobywca Hugo oraz Nebuli. Odpowiada m.in. za „Amerykańskich bogów”, „Księgę cmentarną” oraz „Ocean na końcu drogi”. Jest uznawany za jednego z najwybitniejszych współczesnych pisarzy fantastyki. Tyle tytułem wstępu – gdyby ktoś nie znał nazwiska autora „Nigdziebądź”.

Powieść została sprowadzona na rodzimy rynek przez wydawnictwo Mag w 2001 roku. Niedawno doczekała się wznowienia. Odświeżone wydanie „Nigdziebądź” prezentuje się doskonale. Począwszy na sugestywnej grafice okładkowej, utrzymanej w rdzawej, industrialnej stylistyce, poprzez skład, a na jakości papieru skończywszy. W sferze fabularnej szczęśliwie nic nie uległo zmianie.

Opowieść przenosi czytelnika do Londynu tonącego w kolorycie metropolii. Gaiman z tłumu przechodniów wymuskuje dla nas Richarda Mayhewa. Richard zgodnie z oczekiwaniami jest nudnym urzędnikiem, hodującym na koncie w miarę przyzwoitą kwotę dzięki regularnym wypłatom. Ma też narzeczoną oraz plany na przyszłość. Niedługo po pojawieniu się czytelnika, Gaiman stawia na drodze bohatera tajemniczą kobietę o osobliwym imieniu Drzwi. Mydlana bańka pęka, a my ruszamy w niesamowitą podróż, trafiając po drodze do Londynu Pod, czyli alternatywnego miasta, ukrytego pod prawdziwym Londynem Nad.

Akcja toczy się wartko, praktycznie nie dając czasu na wytchnienie. Nie oznacza to, że nie ma czasu na podziwianie widoków czy przyjrzenie się napotkanym postaciom. Historia wiedzie krętymi ścieżkami wyobraźni Gaimana i jak to często u tego pisarza bywa – jest troszkę strasznie, chwilami zabawnie oraz refleksyjnie. Gawędziarski talent Gaimana oraz mistrzostwo w swobodnym łączeniu różnych wątków pozwala bez reszty zanurzyć się w opowieści. W tym miejscu wypada wspomnieć, że kilka fabularnych zakrętów jest nieco zbyt ostrych i niezbyt udanych, ale koniec końców bez trudu można dotrzeć do finału. Szkoda tylko, że wiele pomysłów zostało ledwie zarysowanych, co pozostawia pewien doskwierający niedosyt.

„Nigdziebadź” to dobrze opowiedziana, wartka opowieść serwująca poza nieskrępowaną zabawą kilka ironicznych przemyśleń dotyczących świata, w którym żyjemy. Miłośnicy spiętrzonych intryg mogą poczuć się rozczarowani, ponieważ główny wątek nie jest skomplikowany. Prostota scenariusza pozwoliła jednak skupić się na kilku mistrzowsko poprowadzonych zwrotach akcji oraz całej masie świetnych ozdobników. Jednym słowem: polecam. Mocne 5/5

 

Korekta: Katarzyna Tatomir

%d bloggers like this: