„Kłopoty w Hamdirholm” Wojciech Świdziniewski

"Kłopoty w Hamdirholm" Wojciech Świdziniewski


Autor: Olga Sienkiewicz

Trudno jest pisać recenzję książki, której autor zmarł  przedwcześnie, nie doczekawszy premiery swojego książkowego debiutu. Szczególnie, że "Kłopoty w Hamdirholm" to jeden z najlepszych debiutów, jakie czytałam, i jedna z niewielu książek, po których lekturze stwierdziłam, że polubiłabym autora.

Zbiór składa się z ośmiu opowiadań, połączonych fabularnie. Wszystkie opowiadają o dziejach kopalni Hamdirholm i jej niezwykłych mieszkańcach. Trzeba w tym miejscu poświęcić kilka słów samej koncepcji umiejscowienia królestwa krasnoludów w „archipelagu miejsc i czasów”.

Świat krasnoludów z Hamdirholm to jeden z klasycznie, lecz prześmiewczo zbudowanych  światów fantasy (mi przypomina trochę Dysk Pratchetta). Zombie chcą robić interesy, barbarzyńcy legitymują się wyższym wykształceniem (i mają niezwykły pociąg do alkoholu), cechą charakterystyczną elfów jest paskudne usposobienie, a wampir cierpi na alergię… Gościnnie pojawiają się także niejacy tolkiści.

Bohaterowie mogliby, literalnie wszyscy, występować u Monthy Pythona.  Młody krasnolud, Baugi, wprowadza do rodu Hamdira elfkę, tolerowaną, o dziwo, przez Pradziadka, władcę Hamdirholm. Wkrótce zjawia się też wampir Coleman, jegomość kochający koronki i żaboty, mający alergię na pewien nieodłączny składnik każdego krasnoluda oraz łakomie zerkający na przebywające w kopalni zombie. Te, z kolei, chcą dogadać się z brodatym ludem i otworzyć trupi park rozrywki. Porządku strzegą wiecznie pijani barbarzyńcy z dyplomami wyższych uczelni w kieszeni, a gdzieś między kupcami kręcą się dziwni sekciarze z księgami w dłoniach, widocznie skonsternowani obrazem hamdirholmskiego świata.

Jedną  z największych zalet prozy Świdziniewskiego jest jego barwny, bogaty język, który uprzyjemnia lekturę. Muszę przyznać, że "Kłopoty…" momentami przypominały mi wiedźmiński cykl Sapkowskiego – tu także roi się od rozmaitych nawiązań, czytelnych dla odbiorców o różnym stopniu rozeznania w motywach kulturowych. Trzeba choć trochę orientować się w mitologiach, by wiedzieć, dlaczego wąż Ouroboros jest ważnym symbolem w ostatnim opowiadaniu, lecz niemal każdy czytelnik rozpozna w tolkistach – złośliwie opisanych członków fandomu tolkienowskiego.

Przy lekturze tej książki nie sposób się nudzić. Czytając ją  po raz pierwszy, skupiłam się na nieprzewidywalnej, wielowątkowej fabule (wszystkie opowiadania są spójne i poukładane chronologicznie, łatwo więc traktować je jako jedną fabularną całość), lecz dopiero wracając do niej, uświadomiłam sobie, jak konsekwentna jest budowa i prowadzenie wątków. Wszystko ma jakiś cel i sens, na próżno szukać wydarzeń epizodycznych, które nie miałyby jakiegoś wytłumaczenia.

Ostatnie opowiadanie, "Ouroboros", poruszyło mnie najbardziej. Bo kiedy doszło do słodko-gorzkiego zakończenia historii Baugiego i Arien, kiedy już wszyscy bohaterowie pokonali kaca – mordercę, i kiedy opowieść się zakończyła, poczułam, że mam ściśnięte gardło. Ostatnie słowa książki: "Historia została opowiedziana", połączone ze świadomością, że autor już więcej nie napisze o Hamdirholm, pozostawiły mnie wstrząśniętą i zadumaną. Mimo pogodnego nastroju wszystkich utworów i licznych akcentów humorystycznych, po skończeniu lektury pojawia się myśl, że "Kłopoty w Hamdirholm" to „pomnik trwalszy, niż ze spiżu” Świdziniewskiego. I jest to bardzo piękny pomnik.

Korekta: Natalia Bieniaszewska

 

Autor: Wojciech Świdziniewskiklopoty_qfant

Tytuł:Kłopoty w Hamdirholm

Data wydania:2009r.

Wydawnictwo:Fabryka Słów

Pozostałe dane:Liczba stron: 344

Oprawa: miękka

ISBN-13: 978-83-7574-161-2

Wydanie: I

Cena z okładki: 30,00 zł

%d bloggers like this: