Kitty Ferguson, „Krótka historia Stephena Hawkinga”

Kitty Ferguson, „Krótka historia Stephena Hawkinga”


Recenzowała: Katarzyna Tatomir

Stephena Hawkinga chyba nie sposób nie znać. Nie trzeba interesować się fizyką czy matematyką, nie trzeba wcale orientować się w najnowszych teoriach (na przykład tych dotyczących początku Wszechświata); wystarczy chociaż trochę obcować z kulturą popularną, aby kojarzyć tego brytyjskiego astrofizyka, którego pokrzywiona sylwetka tkwi w wózku inwalidzkim, i który porozumiewa się ze światem za pomocą komputera wyposażonego w nagranego lektora. Można nie pamiętać nazwiska ani profesji, ale chyba jego charakterystyczny wizerunek poznał każdy.

Zatem albo posiadasz o Hawkingu szczątkowe informacje i jesteś po prostu świadom jego istnienia (na przykład dzięki wykorzystywaniu jego wizerunku w takich serialach animowanych jak „Simpsonowie” i „Family Guy”), albo zafascynowany jego teoriami chcesz przeczytać wszystko, co kiedykolwiek opublikował – możliwość jedna z dwóch. Bo tak już z Hawkingiem jest – albo prawie nic o nim nie wiesz, albo chcesz wiedzieć więcej i więcej; bo jak już sięgniesz po jakąś jego książkę albo chociaż dotyczący jego prac artykuł, będziesz chciał zgłębić całą dostępną o nim wiedzę. Przemyślenia i pomysły Hawkinga oszałamiają swoją potęgą i pięknem – jego próby wytłumaczenia początku czasu, odważne konkluzje o czarnych dziurach czy teorie o równoległych światach. Bez względu na to, czy jesteś matematycznym geniuszem czy humanistą niepotrafiącym mnożyć przez więcej niż 3 (osobiście nie wierzę w podział na humanistów i ścisłowców, ale skoro takie przekonanie wiele osób szerzy…). Tak, nawet jeśli z fizyką czy astronomią jesteś we wrogich stosunkach i zaklinasz się, że nie dasz rady zrozumieć tego, co obecnie dzieje się w tych dziedzinach, to i tak wyciągniesz z jego publikacji mnóstwo przyjemności, ponieważ Hawking jest również wybitnym populatorem nauki. Potrafi tak tłumaczyć najbardziej skomplikowane zagadnienia, że stają się doskonałą rozrywką. Gdybym trafiła w odpowiednim momencie na takiego nauczyciela fizyki, na pewno nie wylądowałabym na filologii...

Hawkingiem zainteresowałam się dzięki świetnej serii wydawnictwa Prószyński i S-ka „Na ścieżkach nauki”. Autorzy, których publikacje znalazły się w tej serii, zajmują się najnowszymi i często najtrudniejszymi teoriami naukowymi, ale piszą o nich tak, że lektura – chociaż wywołuje ból mózgu – jest fascynująca i przyjemna. Sięgnąwszy po „Krótką historię czasu” – jak napisałam wyżej – postanowiłam przeczytać wszystko, co z Hawkingiem związane. Dlatego moją uwagę zwróciła biografia napisana przez Kitty Ferguson o przewrotnym tytule „Krótka historia Stephena Hawkinga”. W zasadzie nie wiem, czego się po niej spodziewałam. Chyba najbardziej liczyłam na to, że dowiem się jakichś szczegółów o samej chorobie Hawkinga i po prostu czegoś więcej o jego prywatnym życiu.

Tymczasem książka Ferguson w dużym stopniu jest streszczeniem „Krótkiej historii czasu”. Śledząc losy młodego Stephena, podążamy także za jego przemyśleniami naukowymi i tak się składa, że ich kolejność pokrywa się z kolejnością zagadnień opisanych w pierwszej książce Hawkinga. Ferguson na nowo tłumaczy wszystkie kwestie, które wówczas zastanawiały fizyka, ilustruje je nowymi przykładami, ale nie da się ukryć, że jest to właśnie streszczenie wymienionej publikacji. Wartością dodaną jest to, że w „Krótkiej historii czasu” nie zawsze dowiadujemy się, jaką drogę przeszły pewne teorie, dlaczego dane problemy kogoś zainteresowały itd., zaś biografia Ferguson poświęca temu sporo miejsca. W dodatku wywoływała we mnie niekiedy wrażenie, że czytam książkę kryminalną. Dzięki odpowiedniemu napięciu i wzbudzaniu zainteresowania czytelnika fizycy szukający odpowiedzi na wielkie pytanie stawali się wręcz detektywami, a każda kolejna odpowiedź, która okazywała się błędna, wzbudzała jeszcze większą ciekawość i niecierpliwość, by wreszcie otrzymać upragnione rozwiązanie tajemnicy.

Z jednej strony „Krótka historia Stephena Hawkinga” może nużyć tych już zaznajomionych z publikacjami brytyjskiego fizyka, ale z drugiej – zawiera uzupełniające je informacje. Dowiadujemy się sporo o życiu prywatnym Hawkinga, ale też śledzimy drogę, jaką biegły jego myśli, dzięki czemu wiemy, jak dotarł do tej czy innej teorii.

Wielbiciele Hawkinga mogą być niekiedy znudzeni biografią Ferguson, co natomiast z osobami, które nie przeczytały ani jednego tekstu jego autorstwa i za wiele o nim nie wiedzą? W przypadku tych osób wstrzymałabym się z czytaniem biografii i sięgnęła najpierw po coś, co wyszło spod pióra brytyjskiego fizyka. Ferguson bez wątpienia bardzo dobrze porządkuje czytelnikowi wiedzę już przez niego posiadaną, ale jako pierwsze źródło nie zawsze się sprawdzi. Lepiej, żeby niektóre zagadnienia „nowemu” wytłumaczył sam Hawking.

Biografia autorstwa Ferguson na pewno zmienia opinię o Hawkingu. Prawdopodobnie wiele ludzi uważa, że jest on wybitnym naukowcem, ale jednocześnie współczuje mu i smuci się z powodu jego choroby. Ferguson tak przedstawiła Hawkinga, aby nikt nie próbował go żałować i uważać za biednego, skrzywdzonego człowieka. Hawking jest osobą bardzo pogodną, a do tego – że tak to ujmę – charakterną. Nic sobie nie robi ze swoich problemów i mocno trzyma się życia, wręcz robiąc losowi na złość. Ma do siebie ogromny dystans, jest okropnie uparty i bezceremonialny. Wiedzie swoje życie pełniej niż niejeden z nas. Właśnie z tego powodu warto sięgnąć po „Krótką historię Stephena Hawkinga” – by poznać astrofizyka jako radosnego i zawadiackiego człowieka, a nie tylko genialnego naukowca.

Korekta: Iga Pączek

%d bloggers like this: