Juraj Cervenak, „Bohatyr. Żelazny kostur”

Juraj Cervenak, „Bohatyr. Żelazny kostur”


Autor: Kamil Dolik

Środek nocy.

Siedzę sobie w murach dawnego klasztoru (obecnie przerobionego na akademik), gdzieś w sercu czeskiego Czarnego Lasu. Serio, serio. Mrok nocy już dawno zawładnął okolicą, o zimie – która okryła świat śnieżnym puchem – nie wspominając. Powoli zapada cisza, zakłócana już tylko szeptami niesionymi z sąsiednich izb. Coraz cichszymi.

Pora spać – lecz sen jakoś nie chce wziąć mnie w ramiona. Nie żebym się lękał zasnąć w tym przepełnionym atmosferą starości i tajemnicy miejscu, w którym zapewnie niejeden duch buszuje – zwyczajnie nie czuję znużenia. Na szczęście zabrałem na drogę coś, co powinno mi umilić chwile nudnej bezsenności – nową powieść Juraja Cervenaka, zatytułowaną „Bohatyr. Żelazny kostur”. Przez kilka chwil spoglądam na łypiącego groźnie z jej okładki woja, a w myślach wspominam „Czarnoksiężnika. Władcę wilków”. Diablo dobrą – mroczną, soczystą mieszankę przygody, akcji i fantastyki, wspartą na mocarnych filarach słowiańskiej mitologii – poprzednią powieść słowackiego pisarza. Oby „Bohatyr. Żelazny kostur” był równie smakowity – myślę, ponownie skupiając uwagę na okładce i – upiwszy nieco ciepłej miodowicy – powoli przewracam pierwsze strony tomiska.

Słowiańską duszę czuję już od pierwszych stron opowieści.

Miło łechce podniebienie i sprawia, że błyskawicznie wsiąkam w przedstawioną w „Bohatyrze” rzeczywistość – zupełnie jak miało to miejsce w przypadku przygód Rogana. Tylko tempo akcji jakieś takie wolne – nie to, co we „Władcy wilków”, w którym akcja rwała z kopyta już od pierwszych akapitów. Za kilka rozdziałów powinno się rozbujać – myślę sobie. Mam nadzieję. Mam przeczucie. I czytam. Poznaję Ilję Muromca, głównego hero snutej przez Juraja opowiastki. Ot, na pierwszy rzut oka zwykły chłopak, na dodatek kaleki. Jednak to właśnie on, jako jedyny, przeżywa rzeź, którą w jego wiosce rozpętują obcy najeźdźcy. I wkrótce, wspierany przez kilku niezwykłych towarzyszy, wyrusza na wyprawę, która całkowicie odmieni jego dotychczasowy byt.

– No tak, od zera do bohate... bohatyra znaczy – myślę sobie, brnąc przez kolejne rozdziały. Ten wyświechtany w literaturze na wszelkie możliwe sposoby motyw w przypadku opisywanej tu powieści mnie jednak nie razi. Po części zasługa to ciekawej rzeczywistości wykreowanej na potrzeby przygód Ilja, po części znakomitego warsztatu pisarskiego Autora, po części faktu, że przedstawiona w książce historia jest naprawdę ciekawa i z każdą kolejną stroną wciąga coraz mocniej. Świat, w jakim przyszło żyć Ilji, stanowi miks realiów historycznych z motywami wyjętymi wprost ze słowiańskiej mitologii. To rozbudowane, pełne magii i fantastycznych stworzeń uniwersum, ani o jotę mniej atrakcyjnie od powszechnie wykorzystywanej w literaturze mitologii nordyckiej. Jest to zarazem świat otulony mrokiem, surowy, bezwzględny, co rusz wstrząsany krwawymi potyczkami (których przebieg Juraj Cervenak opisuje bardzo sugestywnie). Słowiańskie mroczne fantasy, jednym zdaniem.

Czytanie powieści dokańczam już w domu. Co prawda cztery ściany mego pokoju tworzą nieco inny nastrój niż klasztorne mury, ale książka nie traci nic ze swego uroku. I zanim jeszcze docieram do ostatniej strony, jestem pewien, że Juraj Cervenak napisał kolejną bardzo dobrą historię. „Bohatyr. Żelazny kostur” to kawał znakomitej fantastyki, obok której żaden miłośnik tego typu literatury nie może przejść obojętnie. O czym warto jeszcze wspomnieć? Z pewnością o znakomitej oprawie graficznej tomu, jaką zafundowało nam rodzime wydawnictwo. Te wszystkie ryciny i ornamenty zdobiące każdą stronę są bardzo przyjemne dla oka. Z niecierpliwością czekam na kolejne tomy przygód Ilji Muromca – mam nadzieję, że co najmniej równie dobre jak „Żelazny kostur”.

 

Korekta: Aleksandra ŻurekZelazny_kostur_qfant

 

%d bloggers like this: