„Gra w czerwone”, Katarzyna Rygiel

„Gra w czerwone”, Katarzyna Rygiel


Autor: Piotr Dresler
Korekta: Bożena Pierga.

Czytając „Grę w czerwone”, zastanawiałem się, ile kryminałów napisanych przez kobiety udało mi się w życiu przeczytać. Pisząc tę recenzję, wciąż się zastanawiam. Można je policzyć na palcach jednej ręki. I… czuję się szczerze zażenowany tym faktem.

Książka z całą pewnością jest godnawarta uwagi. Choćby z tego powodu, że została opublikowana w ramachjest częścią składową serii Klubu Srebrnego Klucza, która istnieje od wielu lat. Wielu znamienitych pisarzy zostało wydanych pod jej szyldem. Właśnie to był jeden z głównych powodów, dla którychprzez które sięgnąłem po książkę Katarzyny Rygiel.

Na pierwszy rzut oka widać, że autorką jest kobieta. Niewielu kobietom udaje się udała się sztuka naśladowaćnia sposóbw pisaniau mężczyzn. W niektórych przypadkach należy się z tego cieszyć. Tak jest i tutaj. Akcja powieści rozwija sięrozpoczyna się już na samym od początku książki i jużteż od pierwszych stron widać kobiece spojrzenie na świat –. pełne wdzięku, szczegółów, które umknęłyby mężczyznomą i pewnego rodzaju dosadności w opisywaniu uczuć.

Akcja powieści rozgrywa siędzieje się w Warszawie. Mało jest książek, w których opisy miast nie nużą czytelnika. W „Grze w czerwone” poznajemy miasto, przemieszczamy się po nim wraz z bohaterami tak, jakbyśmy poruszali się po miejscu, w którym spędziliśmy całe życie. Opisy lokalizacjilokacji akcji nie przeszkadzają w zagłębiaćeniu się w fabułę. To jest wielki atut, gdyż wielu twórcówautorów wydaje się prowadzić bohaterów swoich powieści nieco na oślep. Tym razem autorka sprawiła, że czytelnik nie odnosima takiego wrażenia. Podobnie rzecz się ma z opisami morderstw. SąWydają się być bardzo realistyczne, a zarazemale i bardzo czyste, wręcz sterylne. Nie ma tutaj miejsca na bezmyślne zbrodnie i okrucieństwa. Śmierć nabiera nieco innego wymiaru, zupełnie różnego od tego, co jest prezentowanego przez amerykańskich twórców filmowych, ale i pisarzy.

Każda kolejna kartka to następny kawałek układanki. ZestawiamyUkładamy ją mozolnie wraz z bohaterami, tak jak oni męczymy się z łamigłówką przygotowanąpostawioną przez mordercę. I podobnietak jak oni robimy to na różne sposoby, gdyż każda z postaci pracujących nad śledztwem ma do niego inne podejście. Lecz na sprawie morderstw książka się nie kończy., Co prawda, tworząsą one głównym wątekiem opowieści, jednak perypetie miłosne bohaterów również są również bardzo ważne dla całości historii.

Ciekawie prezentują się portrety psychologiczne powieściowych postaci pojawiających się w powieści. Warszawski policjant Krzysztof Sobolewski, archeolog Ewa Zakrzewska i antropolog Cyryl Kaliński –- to trójka bohaterów pierwszoplanowych, a te trzy postacie wyłaniające się na główny plan są zarazem najlepiej zarysowanychmi w książce. Krzysztof to zasadniczy policjant opuszczony przez żonę, która nie wytrzymała jegotego jak bardzo poświęcaeniał dlasię pracy. Stał się Pprzez to nieufny w kontaktach z kobietami. Ewa, próbująca zapomnieć o starej miłości, samaktóra nie chce zostać zapomniana. I wreszcie Cyryl, człowiek z pozoru nieśmiały, bardzo oddany pracy. człowiek. Nie można zapominać również zapomnieć o dziennikarzu Arturze Strzemińskim, który próbuje udowodnić udowadniającym, że przeszłość nie decyduje o naszej przyszłości, a tylkojest tym czynnikiem decydującym o naszej przyszłości, lecz mającym ma na nią pewien wpływ na nią.

gra_w_czerwone_qfant
Powieść ma jednak jeden minus. Listy pisane przez mordercę są chwilami nieco zbyt delikatne i rozwlekłe. Nadawca zdaje się byćWydaje się być on trochę zbyt nadmiernie egocentryczny,. Jjednak to przypuszczalniechyba cecha seryjnych morderców. Przynajmniej tak się może wydawać.

Z całą pewnością mogę powiedzieć, że książka Katarzyny Rygiel jest warta przeczytania. Moim zdaniem godnie reprezentuje serię Klubu Srebrnego Klucza. Akurat teraz, gdy nieuchronnie zbliża się zima, a jesienne wieczory są przepełnioneełne melancholiąi, każdemu z nas przyda się odrobina wytchnienia od codziennych spraw z dobrą książzką przy boku. Wydaje mi się, że nikt nie poczuje się zawiedziony po lekturze „Gry w czerwone”.

%d bloggers like this: