Dmitry Glukhovsky, „Metro 2035”

Dmitry Glukhovsky, „Metro 2035”


Recenzował: Łukasz Szatkowski

Pierwszy sequel „Metra” nie był tak naprawdę tą kontynuacją, na którą wszyscy czekali, bo nie następowała bezpośrednio po wydarzeniach z pierwszej części i nie było tam Artema. Choć trzymała pewien solidny poziom, to jednak dało się odczuć pewne rozczarowanie. „Metro 2035” naprawia ten stan rzeczy, nie tylko podejmując dalszą historię Artema, ale również łącząc ze sobą wątki z dwóch pierwszych części cyklu.
Po zlikwidowaniu Czarnych Artem wrócił na swoją rodzinną stację i próbuje wieść normalne życie u boku swej żony Ani. Nie jest mu to jednak dane. Dręczony wyrzutami sumienia z powodu wybicia rozumnej rasy, która mogła dopomóc ludzkości w powrocie na powierzchnię, szuka sposobu zadośćuczynienia. Pomimo skażenia codziennie wychodzi z metra i wspina się na pobliski wieżowiec, by nasłuchiwać sygnałów radiowych jakichkolwiek ocalałych spoza Moskwy. Bezskutecznie. Kiedy zatem na WOGN przybywa staruszek twierdzący, że zna kogoś, komu taki kontakt się udał, Artema nie trzeba zbyt długo namawiać na kolejną wyprawę w głąb metra. Co okaże się na jej końcu? Czy Artem goni za mrzonką, ułudą, a może faktycznie gdzieś jeszcze ktoś przeżył wojnę atomową?
Mimo że, jak już wspomniałem, „Metro 2035” jest kontynuacją „Metra 2033”, to łączność między nimi występuje wyłącznie na płaszczyźnie fabularnej. Co ciekawe, pod każdym innym względem nowa część Metra stanowi odcięcie się i polemikę ze swoją poprzedniczką. Mam wrażenie, że Glukhovsky w pewnej części umieścił swoje wcześniejsze „ja” w postaci Homera, który chce napisać o Artemie i jego wcześniejszych przygodach książkę. Jednak kiedy ten próbuje sprzedać mu swoją wersję rzeczywistości, Homer początkowo sceptycznie podchodzi do jego rewelacji, a kiedy w końcu okazują się one prawdą, dochodzi do wniosku, że ludziom ta prawda nie jest potrzebna. Nie, oni bardziej skorzystają na historyjce ku pokrzepieniu serc, taką o chłopcu w typie od zera do bohatera, który mimo przeciwności losu przechodzi przez całe Metro, by uratować je przed strasznym zagrożeniem ze skażonej Moskwy. Tak sam Glukhovsky podsumował swoje dzieło, wkładając te słowa w usta Homera.
„Metro 2035” z pewnością nie powiela tego schematu. Może i ciężko pierwszy tom określić jako sielankowy, ale tam cała ta atmosfera przytłoczenia wynikała zdecydowanie bardziej z kreacji świata niż z samej fabuły. Nie oszukujmy się, to była jedna z tych książek, co do których mieliśmy pewność, że skończy się dobrze. Glukhovsky dorósł jednak pisarsko do bardziej ambitnych, mrocznych, pesymistycznych fabuł, co dowiódł już doskonale w powieści „Futu.re”. Biorąc pod uwagę również zapędy autora do krytycznego komentowania sytuacji politycznej w Rosji, można dostrzec w nowym „Metrze” pewne odniesienia do bieżącej i zupełnie współczesnej sytuacji. Glukhovsky pisze w swojej powieści o manipulacji tak dogłębnej, że każdy, kto chce ją przełamać, uważany jest za szurniętego miłośnika teorii spiskowych, a nawet jeśli uda się zrzucić jedną zasłonę, to niewidzialne szare eminencje pociągną za sznurki w taki sposób, żeby odwrócić kota ogonem i by bezczelne kłamstwo, które powinno ich pogrążyć, jeszcze umocniło status quo. To przerażające, jak łącząc gruntowną znajomość ludzkiej natury z psychopatyczną, cyniczną bezwzględnością, można zza kulis kierować tłumami – przekupstwem, szantażem, obietnicami, wykorzystując i żonglując strachem, nadziejami i ambicjami.
Tym właśnie jest „Metro 2035” – pesymistyczną, gorzką wizją świata przyszłości i teraźniejszości, w której nikogo poza pojedynczymi jednostkami nie obchodzi prawda – zarówno oszukujących, jak i oszukiwanych. Ci pierwsi dzięki jej ukryciu bądź manipulowaniu żyją sobie wygodnie w absurdalnych jak na realia tego świata luksusach, a drudzy zwyczajnie boją się wyjść ze swojej „strefy komfortu”, nawet jeśli z komfortem nie ma to nic wspólnego. To smutne, że niekiedy trzymając się kurczowo swojej wersji rzeczywistości, przyzwyczajeń, szarej codzienności i obłaskawionych lęków, potrafimy oszukiwać się dużo sprawniej niż ktokolwiek inny mógłby oszukiwać nas. Boimy się zmiany, rewolucji, nawet jeśli tak naprawdę gorzej już być nie może.

Korekta: Katarzyna Tatomir

wydawnictwo Insignismetro-2035-b-iext30489442
tłumaczenie Paweł Podmiotko
tytuł oryginału  Метро 2035
data wydania 4 listopada 2015
ISBN 9788365315052
liczba stron 540

%d bloggers like this: