Brandon Sanderson, „Droga królów”

Brandon Sanderson, „Droga królów”


Recenzował: Łukasz Szatkowski

Brandon Sanderson ma już na swoim koncie kilka samodzielnych powieści, trylogię, a także dokończenie jednego z najistotniejszych cykli fantasy po śmierci jego twórcy. Po tym wszystkim doszedł najwidoczniej do wniosku, że przyszła pora na własny monumentalny cykl fantasy, który wyniesie go na piedestał, a jego imię zapisze złotymi zgłoskami w historii fantastyki. A oto i efekt tych starań: licząca niemal tysiąc stron „Droga królów”, pierwszy tom „Archiwum Burzowego Światła”, przewidzianego na dziesięć części.

Zasadnicze wątki historii toczą się w dwóch miejscach – na Strzaskanych Równinach, gdzie armie arcyksiążąt Alethkaru od sześciu lat próbują pomścić zdradziecki zamach na swojego króla, oraz w królestwie Kharbranth, dokąd przybywa Shallan, której ambicją jest zostać uczennicą wybitnej uczonej, a przy tym siostry obecnego króla Alethkaru. Choć opis wydawniczy mówi o czworgu głównych bohaterów, to na pierwszy plan „Drogi królów” wysuwa się przede wszystkim troje – wspomniana młoda uczona Shallan, przebywający na Strzaskanych Równinach arcyksiążę Dalinar oraz Kaladin – niegdyś uczeń chirurga, później żołnierz, a obecnie niewolnik.

Na pierwszy rzut oka widać, że najbardziej intrygującą postacią jest właśnie Kaladin. Niemal od początku wiemy o nim to, co podałem pokrótce wyżej, ale przez całą książkę, poprzez retrospekcje bohatera, czytelnik odkrywał będzie, w jaki sposób przebiegała jego droga. Do jego kreacji autor przyłożył się najbardziej kompleksowo, mieszając teraźniejszość z przeszłością, stopniowo odkrywając coraz to nowe wydarzenia z jego życia, które stawiają go w nowym świetle. Sanderson pozwala czytelnikowi myśleć, że już wie, jak to było z Kaladinem, by później zupełnie go zaskoczyć. Pozostałe postacie wypadają przy nim dość blado, co nie zmienia faktu, że ich wątki są również nadzwyczaj interesujące, a w innej książce mogłyby z powodzeniem grać pierwsze skrzypce.

Sanderson dał się jednak do tej pory poznać przede wszystkim jako wybitny kreator światów i powiązanych z nimi nowatorskich systemów magii. Nie inaczej jest w „Archiwum Burzowego Światła”. Osią kreacji są arcyburze – potężne huragany regularnie przetaczające się przez niemal wszystkie krainy. Do nich dostosowane jest zarówno życie mieszkańców, jak i przede wszystkim ewolucja miejscowej flory i fauny, która jest w znacznej mierze opancerzona i w czasie arcyburzy ukrywa się pod tą naturalną osłoną. Te zjawiska atmosferyczne są tak gwałtowne, że wystawienie kogoś na dwór podczas arcyburzy jest rodzajem kary śmierci – przeżycie na zewnątrz w nieosłonionym miejscu stanowi niemal cud. Jeśli taki cud nastąpi, skazanego się uwalnia, ale to tylko teoria, bo do takich sytuacji i tak nie dochodzi.

Z arcyburzami wiąże się też wspomniany system magii, po raz kolejny wymyślony przez Sandersona od podstaw. Autor nie odkrywa jednak od razu wszystkich swoich kart i w „Drodze królów” ów system jest tylko zarysowany. Magia została bowiem zapomniana, pozostały tylko artefakty, z których korzystają nieliczni – Duszniki pozwalające zamienić jedną materię w inną oraz Pancerze i Ostrza Odprysku czyniące ich posiadacza niemal niezwyciężonym w bitwie. W każdym jednak przypadku źródłem magii, jej zasilaniem, maną (jak zwał, tak zwał) jest burzowe światło zamknięte w specjalnych kulach tworzonych z różnych minerałów. Obecnie kule te zdecydowanie częściej pełnią jednak rolę środka płatniczego lub źródła światła. Więcej o magii z pewnością będę mógł powiedzieć przy okazji recenzowania kolejnych części cyklu, gdyż jeden z głównych wątków to właśnie jej powrót, jak na razie w osobach dwojga ludzi.

To, o czym napisałem, to tylko wierzchołek góry lodowej. Gdzie religia, specyficzna hierarchia społeczna, nauka?… Zostawmy to na kolejne tomy, o czymś w końcu trzeba pisać. Jedno jest pewne – jeśli Brandon Sanderson utrzyma tak wysoki poziom przez cały czas trwania cyklu, to bez skrępowania będzie mógł stanąć na literackim piedestale obok Cooka, Jordana, Eriksona i Martina. „Droga królów” to bowiem świetna fantasy pasjonująca pod każdym względem: fabuły, akcji, kreacji świata i bohaterów. Tę potężną cegłę czyta się niemal jednym tchem i aż żal zostawiać lekturę na następny dzień. Obawiałem się, że Sanderson musi kiedyś wreszcie spuścić z tonu, w końcu najlepszym pisarzom zdarza się napisać kiepską powieść, a on ma już ich sporo na swoim koncie. Jeśli jednak kiedyś to nadejdzie, to z pewnością jeszcze nie teraz. „Drogę królów” polecam jak mało którą książkę i z olbrzymią niecierpliwością czekam na kolejny tom cyklu, który w oryginale jest już dostępny, a Mag planuje jego wydanie na początek przyszłego roku. Miłośnicy fantasy – czytajcie Sandersona, jego książki są warte każdych pieniędzy.

Korekta:  Aleksandra Żurek

droga

  • tłumaczenie Anna Studniarek
  • tytuł oryginału The Way of Kings
  • wydawnictwo Wydawnictwo MAG
  • data wydania 30 kwietnia 2014
  • ISBN 9788374804219
  • liczba stron 960
%d bloggers like this: