John Ajvide Lindqvist - Ludzka przystań

John Ajvide Lindqvist - Ludzka przystań


Literatura szwedzka do tej pory nieodmiennie kojarzyła mi się z Astrid Lindgren i jej Pippi Långstrump, czy "Dziećmi z Bullerbyn". Spokojny kraj, choć nieco zimny, zamieszkały przez pełnych pogody ducha ludzi.
Gdy dostaliśmy z wydawnictwa Amber ofertę zrecenzowania "Ludzkiej przystani", pomyślałem, że czemu nie? Lubię poznawać nowych pisarzy i akurat miałem nastrój na zimowe klimaty. Wielkiego napięcia się nie spodziewałem, obawiałem się nieco nadmiaru tak zwanego zbaczania w kierunku obyczajowości.

Akcja książki toczy się na maleńkiej wysepce Domarö, leżącej ponoć w południowej części archipelagu Roslagen. Albo na tyle małej, albo fikcyjnej, bo nie mogłem niestety jej znaleźć w Google Earth. Głównymi postaciami powieści są: Anders, jego przyszywany dziadek iluzjonista Simon i babka Anna-Greta. Galeria postaci jest oczywiście o wiele większa, ale nie chcę psuć smaku z jej samodzielnego odkrywania.

Na początku akcja faktycznie toczy się bardzo sennie. Wiatr pomiata śniegiem na lewo i prawo, wspomnienia z dzieciństwa Andersa ukazują się niczym slajdy, wokół toczy się życie towarzyskie wyspy. Potem widzimy słoneczny dzień szczęśliwego małżeństwa, które wraz z córeczka wybiera się na spacer w okolice latarni morskiej. - Tatusiu, co to jest? Tam na lodzie? - pyta Maja, podziwiając ze szczytu latarni wspaniały widok. W chwilę potem rodzice pozwalają córce samotnie zejść na dół. W końcu cóż jej się może stać? Niestety to myślenie okazało się błędne.

Nikt nie potrafi wyjaśnić gdzie zniknęło dziecko. Ślady na śniegu urywają się pośrodku zimnej pustyni. Rozpoczynają się długie poszukiwania, w których uczestniczy całe miasteczko. Okazują się bezskuteczne. Jak można się domyślić, zdarzenie to odciska piętno na obojgu rodzicach. Jedno z nich się poddaje, drugie nie traci nadziei pomimo upływu lat i łudzi się, że odnajdzie zaginioną córkę.

Przez kilkadziesiąt stron bardzo marudziłem na narrację, jej tempo i wtręty z przeszłości głównych bohaterów. Co mnie interesują historie o przemycie spirytusu, nie mające związku z fabułą? W miarę jednak jak kolejne kartki przemieszczały się same (uwierzcie, naprawdę same), całym sercem zacząłem wsiąkać w opowieść, a opisy utworzyły smakowite tło historii, która rozwijała się swoim lekko leniwym tempem, ukazując coraz to bardziej mroczne klimaty. Autor oszukał mnie, znaczy sam się oszukałem. Spodziewałem się flegmatycznej obyczajówki ze śnieżycami w tle,
a otrzymałem świetny thriller ze elementami mistyki i horroru. Ten inny od książek, do których przywykłem, lekko ospały rytm, retrospekcje i wtręty historyczne tworzą mieszankę niespotykanie smaczną dla czytelnika.
Fabuła krąży, skręca, cofa się, by dotrzeć do emocjonującego finału
naszpikowanego metaforami i świetną poetyką.

Język narracji jest prosty, lecz jednocześnie literacko urokliwy. Nie potrafię  dokładnie wyjaśnić na czym to polega. Może po drugiej lekturze, do której się powoli przymierzam, coś mnie oświeci. Opisy są wyczerpujące i obrazowe, czasem nawet zbyt. Aż ciarki po plecach chodzą, gdy samotnego Andersa atakują..., ale to już pozostawiam do odkrycia czytelnikowi. Podobać się także mogą nocne wędrówki brzegiem zamarzniętego morza, chrupot śniegu pod nogami, śladami przeszłości której Anders nie spodziewał się ujrzeć, gdyż zdawała mu się martwa i to nie w metaforycznym słowa tego znaczeniu.

Jon Ajvides Lindqvist, posiadł niesamowity dar kreacji postaci. Pokazuje czytelnikowi ich bolesne, oraz te radosne chwile, które uczyniły z nich takich jakimi są. Najpierw widzimy tylko zarysy, z których powoli wyłaniają się pełnokrwiści bohaterowie. Simon, Anders, Anna-Greta to perełki, podobnie jak drugoplanowi aktorzy spektaklu, pojawiający się i znikający po wypowiedzeniu swoich krótkich, lecz ważnych dla fabuły kwestii. Na początku opowieści dziwimy się ich smutkiem, potem coraz bardziej zaczynamy rozumieć i podziwiamy ich, że mimo wszystko starali się żyć normalnie. Autor wspaniale pokazał uczucie łączące  Simona i Annę-Gretę, które jest dziwne, ale gorące, nie tracące na sile, chociaż oboje dotarli do zmierzchu życia. Świetne pod względem psychologicznym są także sceny z młodości Andersa, toczące się w gronie rówieśniczym, oraz opisujące jego relacje z ojcem. Te same pochwały mam dla stylu wypowiedzi każdej postaci, który idealnie wpasowuje się w jej portret psychologiczny, czy aktualny stan ducha.

Uważam, że książka jest rewelacyjna i nieszablonowa, ale to chyba łatwo wywnioskować z mojej krótkiej recenzji? Każdy kto lubi ambitne, straszne i zakręcone opowieści dziejące się w nieprzyjaznym człowiekowi otoczeniu, koniecznie musi po nią sięgnąć. Będzie tak samo jak ja oczarowany mieszkańcami Domarö i mroczną tajemnicą którą skrywa wyspa.
"Ludzka przystań"  Jona Ajvide Lindqvista ukazuje się 18 lutego 2010 nakładem wydawnictwa Amber, któremu dziękuję za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego i pasjonujące chwile, które zawdzięczam powieści. Fanom takich pozycji literackich pozostaje tylko odliczać czas do premiery, a potem lecieć do księgarni po swój egzemplarz.

Autor:John A. Lindqvistqfant_ludzka-przystan

Tytuł:Ludzka przystań

Data wydania:18 luty 2010

Wydawnictwo:Amber

Pozostałe dane:Miejsce wydania: Warszawa

Liczba stron: 352

ISBN-13: 978-83-241-3528-8

Oprawa: miękka

Wymiary: 148 x 210 mm

%d bloggers like this: