Poczet Poczciwych Antagonistów: Najweselszy Pośród Mrocznych

Poczet Poczciwych Antagonistów: Najweselszy Pośród Mrocznych


Autor: Lucyna Markowska

Źle się dzieje, powiadam Wam. Bardzo źle. Do czego to doszło by człowiek oglądając film kibicował antagoniście? Ba! Kibicowanie to jedno, ale pałanie szczerą sympatią? (Dobrze, dobrze ja jestem wyjątkiem, bo kocham ich bezwarunkowo, jednak postawię się tym razem w sytuacji bezstronnego odbiorcy). Nie chodzi nawet o to, że nasz „zły” jest jakoś szczególnie „łatwy do lubienia”, ale kiedy z protagonisty taka @#!%, czytaj: żałosna imitacja bohatera (ograniczmy się do eufemizmów) – nie pozostaje nic innego.
Na dodatek ta smutna refleksja nigdy by mnie nie naszła, gdybym nie postanowiła nadrobić zaległości filmowych. Już wiecie na co padło? Oczywiście, na nowego Batmana. Tak mrocznego rycerza, że przed tą ciemnością (albo ciemnotą – do wyboru) mógł nas uchronić jedynie oswojony z nią antybohater. A podobno będzie trzecia część… Boziu, uchowaj. Chyba odkryję nieznane dotąd pokłady pogardy.
Robimy miejsca na scenie i dawać mi zaraz reflektory na Jokera! Sprawdźcie tylko wcześniej czy w jakimś cieniu nie ukrywa się ten pacan, który udaje, że ma zachrypnięty głos, a brzmi jak (eufemizm 2#)… zepsuta klimatyzacja. Nie chcemy przecież by nam imprezę popsuł.
Było trochę narzekania, czas na wyznanie. Nigdy jakoś nie przepadałam za DC Comics, pozostając wierną fanką Marvela. Może dlatego jestem bardziej krytyczna. Komiksowe arcyłotry to temat tak szeroki, że nie zabierałam się za niego z powodu czystego lęku przed próbą ogarnięcia tych wszystkich wspaniałych postaci. Kolejnym problemem są alternatywne rzeczywistości i odmienne koncepcje poszczególnych twórców. Nic to. Nikt nie obiecał, że życie będzie łatwe. Zobaczymy czy ze zbioru informacji uda się wyłuskać jakaś zgrabną całość.
Uznajmy poniższy tekst za nieśmiały pierwszy krok uczyniony w tym kierunku.

Motyw i Działanie

Gdybym miał posiadać przeszłość. Wolałbym mieć możliwość wielokrotnego wyboru. Ha haha!
Joker, Batman: Zabójczy żart
Rzadko mamy okazję wybrać sobie wroga. Arcywroga w szczególności. Zwykle historie komiksowe splatają losy bohaterów w mniej lub bardziej przekonywujący sposób. A to antagonista zabił komuś rodzinę, doprowadził do mutacji, pozbawił stanowiska, itd. Cokolwiek. Chciałoby się powiedzieć: typowe. Stop! Nie tym razem. Batman ma bowiem dodatkowy orzech do zgryzienia. Nie może tylko takiemu cudakowi oklepać mordy i odesłać za kratki. Jego przeciwnicy – ze wspomnianym Jokerem na czele – to przeważnie niezrównoważeni psychicznie socjopaci. W Gotham City to nieJoker2 więzienia, ale zakłady psychiatryczne pękają w szwach. Zaskoczeni?
Joker nie jest tu niechlubnym wyjątkiem. Kiedy nie zajmuje się… szeroko pojmowaną działalnością przestępczą – spędza urocze dni w zakładzie dla obłąkanych przestępców. Znanym i lubianym Arkham (słuszne skojarzenia z H. P. Lovecraftem). A że nie brak tam rozrywek przekonali się chociażby wszyscy, którzy czytali komiks Azyl Arkham: Opowieści szaleńców czy też przechodzili wysoko ocenianą Batman: Arkham Asylum. Sympatyczne terapie, wesołe towarzystwo, no i uciekać wcale nie jest tak trudno jak mogłoby się wydawać. Słowem wakacje pełną gębą.
Co do motywów naszego wesołka: tutaj koncepcji jest kilka. Według jednych autorów scenariusza chodzi o zemstę. Joker był tylko biednym, drobnym gangsterem (m. in. wcielającym się w Red Hooda) z niedocenianym poczuciem humoru, który stracił wszystko przez Batmana – wpadł do kadzi z chemikaliami i się przeobraził. (Wplątuje się w to nawet wątek żony i nienarodzonego dziecka… Bleh! Nuuudy!). Drudzy starają się nie tłumaczyć istniejącej w nim tendencji do zła czy też początków ścieżki przestępczej. Osobiście bardziej podoba mi się taka koncepcja i uważam, że Joker nie potrzebuje originów – po co mi wiedzieć czy naprawdę nazywał się kiedyś Jack czy jakkolwiek? To czego nie rozumiemy – bardziej przeraża. Zwolennicy tego rozwiązania podkreślają jedynie upodobanie Jokera do wszelakich, psychologicznych gierek i traktowanie Bruce’a jako nemezis. Naturalnie, stawką w większości zakładów są niewinni ludzie lub poplecznicy antagonisty.
Joker z niebywałą łatwością znajduje sobie sojuszników i z równie lekkim sercem skazuje ich na pewną śmierć. Przejawia tym samym niesamowitą pogardę do życia. Certyfikat z okrucieństwa w Akademii Złych Lordów uzyskałby bez wysiłku. Poza Bruce’em Waynem uwziął się jakoś szczególnie na rodzinkę Gordonów: w Batman: The Killing Joke postrzelił Barbarę czyniąc z niej kalekę, a także torturował psychicznie ojca – Jamesa Gordona, starając się doprowadzić go do obłędu. Nigdy też nie odmówił sobie okazji do zabicia któregoś z Robinów, w czym nabrał z czasem wyjątkowej wprawy, by nie rzec, że stało się to niejako jego hobby.

Osobowość i Image

Wiesz, że zawsze miło cię widzieć, Croc. (…) Przy tobie czuję się przystojny.
Joker, Joker
O osobowości wspomniałam już nieco powyżej. Przede wszystkim Joker to doskonały manipulator. Jak na człowieka z udowodnioną socjopatią (Ciii! O tym za chwilę) – wydaje się mieć doskonale rozwiniętą empatię. Wie czego ludzie oczekują i potrafi sprawić pozory, że to dostaną.
Jednocześnie niektóre z jego wcieleń (zwłaszcza filmowe) postrzegają siebie jako „niekompletnego”. Zło nie może istnieć bez dobra, a w takim wypadku Joker potrzebuje do egzystencji Batmana. Przyznacie, że dość pokręcony sposób myślenia, z czym wyjątkowo zgodziłby się nawet muszący słuchać tych bredni protagonista. Batman vs. Joker to przeważnie logika vs. szaleństwo.
Wreszcie, Joker to prawdziwa kopalnia żartów (w większości spalonych). Uwielbiam antagonistów z poczuciem humoru i dystansem. Takich, którzy nawet w sytuacjach porażki, traktują wszystko jak wspaniałą zabawę, a z protagonistą rozmawiają jak ze starym kumplem. Nie mogło więc tym razem zabraknąć cytatów z żartów, bez których ta postać nie cieszyłaby się taką sympatią. Ba! W swojej „misji rozbawiania” Joker nie ma żadnych ograniczeń. Próbuje wciągnąć w gierki wszystkich. Nawet takiego ponuraka jak Scorpion (Mortal Kombat vs. DC Universe), który okazał się osobą wyjątkowo pozbawioną poczucia humoru…
Jeśli chodzi o wygląd: komiksowi złoczyńcy (w większości) korzystają z usług innego stylisty niż stereotypowi „źli lordowie” z powieści fantasy. Przede wszystkim ich stroje są bardziej krzykliwe, cudaczne, kolorowe i właściwiej będzie nazywać je po prostu „kostiumami”. Ponieważ większość projektów bohaterów powstała w pierwszej połowie XX wieku – dzisiaj przeważnie śmieszą. Nic dziwnego, że filmowcy starali się nadać im więcej powagi, zaczynając od przebrania: czarne uniformy X-menów, wyjątkowo mało majtek na spodniach, wreszcie odstraszające łachy jakie ma na sobie Joker w ostatniej ekranizacji…
 joker3
Zamiast wykrzywionej przez kwas twarzy – „poszerzany uśmiech” i nieco szminki. Zielone włosy? Nie, tylko farba. Biała skóra? To samo. Jedynie fioletowy strój pozostał. Cała reszta przeszła kompletne przeobrażenie. Powyżej zamieszczam zdjęcie, które pozwoli porównać wszystkie wersje. Obrazek po lewej to Cesar Romero – pierwszy odtwórca Jokera w telewizyjnej serii z 1966 roku. W środku mamy Jacka Nicholsona – ucharakteryzowany do roli w filmie Batman z 1989. Wreszcie, po prawej, Heath Ledger – taki, jak mogliśmy go obejrzeć w The Dark Knight z 2008 roku. O tym ostatnim było swego czasu dość głośno. W jakiejś recenzji przeczytałam, że nawet – pomimo makijażu – nowy filmowy Joker jest niezwykle męski… No, dobra. Zwolnijmy trochę! Ja tam lubię antagonistów, ale wiecie… Ekhem… bez przesady. Chociaż kto tam wie… – czyż komiksowy odpowiednik nie rozkochał w sobie Harley Quinn? Pewnie musiało coś w tym być.

Gadżety i aranżacja wnętrz

Przepraszam, czasami po prostu sam siebie dobijam. A szczególnie wtedy, gdy myślę o dobijaniu innych.
Joker, Batman: Gość, który się śmiał
Pomijając te wszystkie pistolety z chorągiewkami „bang!” i inne niegroźne śmiecie, prawdziwą, niebezpieczną bronią Jokera jest opracowany przez niego jad, który sprawia, że ofiary umierają w bólach, a ich twarze zastygają w pośmiertnym uśmiechu. Warto też wspomnieć o paralizatorze. Niby nic wielkiego, ale jak się okazało w niektórych komiksach potrafi on nawet… spopielić. Wreszcie, w początkowych komiksach (potem z tym zwyczajem bywało różnie), Joker zawsze zostawiał na miejscu zbrodni kartę w rodzaju… wizytówki. Jak zatem widać, trochę tych charakterystycznych gadżetów było, ale cóż to byłby za klown bez rekwizytów?

Słudzy

Kto zabije Batmana wygrywa nagrodę: randkę z Harley! Może nawet jej powiem. Albo nie. Niech też ma niespodziankę.
 
Joker, Batman: Arkham Asylum
Ponieważ o poplecznikach pisałam już wiele, a we wcześniejszych akapitach wspomniałam już jak Joker zdobywa swoje odpowiedniki „goblinów”, czas zwrócić uwagę na temat zupełnie świeży. Będzie nim „ukochana arcyłotra”. Dobra, wiem. Powiedziane na wyrost. Fanka? Nieco lepiej. Zresztą cholera wie, jak ją nazwać. Chodzi o Harley Quinn, a właściwie doktor Harleen Quinzel, byłą pracownicę zakładu psychiatrycznego w Arkham. Postać skrajnie komiczna. Zakochana bez wzajemności i często wykorzystywana do pomocy przy ucieczce. Joker pozwalał jej zostać przy sobie, póki go bawiła. Potem uparcie próbował pozbyć się dziewczyny: wielokrotnie postrzelona, okłamywana, przywiązana do rakiety - lecz zawsze jakoś powracała i wybaczała wcześniejsze niemiłe postepowanie „panu J”. Dokładny zarys początków tej nietypowej znajomości, a także co właściwie dzieje się w głowie byłej pani doktor, można znaleźć w komiksie The Batman Adventures: Mad Love, a także jej własnej serii Batman: Harley Quinn. Kto ciekawy, niech sprawdzi. Co interesujące – Harleen Quinzel jest jedną z pierwszych postaci, która wysuwa hipotezę, jakoby Joker wcale nie był szalony, a jedynie udawał niepoczytalnego, by uniknąć kary śmierci… Czy możemy traktować to zapewnienie na poważnie? Trudno orzec, ponieważ Harley wkrótce sama staje się jedną ze stałych bywalczyń przytulnego Arkham.

Wróg Prywatny

Mamy przewagę liczebną 6 do 2. I zgodnie z zasadami demokracji, to nasz sposób postrzegania świata jest słuszny.
 
Joker, Azyl Arkham: Opowieści szaleńców
Dobra, obrażałam tego nieszczęsnego protagonistę. Może więc warto napisać małe sprostowanie. Nie uważam by Bruce Wayne był w dobrej kondycji psychicznej. Tak samo obstawia Joker. Zapytacie dlaczego? Po pierwsze – śmierć rodziców doprowadziła do tego, że postanowił walczyć z przestępczością. Wszystko pięknie… ale dlaczego w stroju wielkiego nietoperza? Przyznacie sami, że niewiele różni się tutaj od innych szurniętych przebierańców. Po drugie – niechęć do broni palnej. Ja rozumiem, że jak ktoś jest „mistrzem wszystkich sztuk walki” to niewiele go zaskoczy. Mimo wszystko jest to dziwne. Że niby nie chce ich przypadkiem zabijać? E, tam! Pranie po pyskach wyraźnie sprawia mu przyjemność. Po trzecie, rozdwojenie jaźni. Bruce i Batman. Ekstrawagancki bogacz i rycerz „mroczny” mruk. Wreszcie, po czwarte, sprawa z Robinami. Póki są „małymi, słodkimi niewinnymi chłopcami” wszystko jest ok, ale gdy próbują uzyskać niezależność i dorosnąć Batman nie potrafi się z tym pogodzić (przykład – Richard Grayson). Pomijam już strój w jakim te chłopaczki biegają… Dobrze, że chociaż później ktoś wpadł na to, by dać im spodnie. Podsumowując: czy tak właśnie zachowywałby się typowy protagonista? Hmm… Widać niechęć do tego filmowego sztywniaka była skrajnie uzasadniona.

Na zakończenie

W zakończeniu przyjdzie mi powtórzyć smutną konkluzję. The Dark Knight był straszny, a logika opuściła scenariusz i udała się na długi spacer. Może takie było założenie? Nie wiem. Prawdą jest, że samotny antagonista (nawet jeśli genialnie przedstawiony) nie udźwignie całej produkcji i może warto było posłuchać własnej rady: Why so serious?. Okrojenie Batmana z pompatyczności, „mroczności” i zarozumiałości, było tym, czego ten film naprawdę potrzebował. No, ale nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Przed nami trzecia część. Oby wyciągnięto jakieś wnioski z popełnionych błędów. Ludzie! Skończcie z wymyślaniem przeciwników! Niech ktoś wreszcie weźmie się za protagonistę, bo póki nie zajdą jakieś zmiany, lubić go po prostu nie sposób! Ta-ta!
%d bloggers like this: