W poszukiwaniu głębi - Nawet komendant Vimes potrzebuje czasem urlopu

W poszukiwaniu głębi - Nawet komendant Vimes potrzebuje czasem urlopu


W_poszukiwaniu_glebi_nawet_komendant_vimes_01_qfantAutor: Joanna Kubica

Dzisiejszy odcinek z cyklu „W poszukiwaniu głębi…” jest zarazem ostatnim. Jednocześnie całkiem szczęśliwie się złożyło, że akurat skończyłam czytać najnowszą powieść Pratchetta pt. „Niuch” z moim ulubionym komendantem Vimesem. Przed nim trudne wyzwanie, czyli wyjazd na urlop na wieś. Dla człowieka ulicy, policjanta kochającego nocne patrole, wyjazd do arystokratycznego dworku i świeże, czyste powietrze, to szok kulturowy. Na szczęście dla komendanta, wiejska sielanka kryje za sobą mroczne sekrety. Nie obędzie się bez morderstw, ustawek wiejskich, bitew rzecznych i wielu innych.

Komendant Vimes jest pracoholikiem. Bez dwóch zdań. Samuel Vimes nic sobie nie robi z faktu, że jest Diukiem, czyli wyższą klasą arystokracji (tytuł otrzymał z racji wybitnych osiągnięć oraz nie mniej wybitnego ożenku z arystokratką). Za nic ma ceremoniały oraz zasady postępowania wobec służby. Świeże powietrze i cisza mu z początku nie służą. Spokojne popołudnia spędzane w towarzystwie żony i syna są miłe… ale czegoś mu brak. Jakiejś sprawy, najlepiej grubszej afery, z morderstwem w tle. Nie na darmo mówią: uważaj o co prosisz.

Duma i skrajne uprzedzenie

Co Terry Pratchett powiedziałby Jane Austen? Aby bohaterki z jej słynnej powieści „Duma i uprzedzenie” wzięły się do jakiejś sensownej roboty. Na przykład poszły do pracy, odnalazły w sobie jakieś zainteresowania. A nie tylko siedzą i czekają, aż mężowie spadną im z nieba. Ogarnijcie się drogie panny – mówi ustami Samuela Vimesa, który za nic ma głupie konwenanse. I chociaż na terenach należących do rodu Ramkinów (czyli w tej chwili do komendanta) panuje atmosfera oraz zwyczaje łudząco podobne do tych znanych nam z angielskich opowieści o arystokracji, to wielki mąż z Ankh-Morpork szybko psuje ten mdły i idylliczny obrazek. Morderstwo goblinki oraz próba aresztowania komendanta ożywiają senną okolicę. Wreszcie Samuel Vimes może poczuć się jak w domu. No prawie.

Niewolnictwo nie umarło

Niektórzy zarzucają Pratchettowi, że od paru lat jego powieści robią się coraz poważniejsze, już całkiem na serio. Specyficzny humor i ironia nie opuszczają książek z cyklu  (w końcu to znaki firmowe Pratchetta), ale to już nie te same niewinne opowiastki, opisujące z nutą sarkazmu i zdrowej ironii ludzkie przywary. Nie uważam tego za minus, ale faktycznie odczuwa się sporą różnicę podczas czytania „Blasku fantastycznego” a najmocniejszej (przynajmniej w moim odczuciu) „Straży nocnej”. Także w „Niuchu” pojawia się problem niewolnictwa i obywateli najgorszej kategorii. U Pratchetta mamy złowieszczego orka, paskudne gobliny, krwiożercze wampiry, tępawe trolle czy gliniane golemy. Z czasem jednak okazuje się, że każda z powyższych ras ma prawo do życia i bycia wolnym: ork może mieć wspaniały charakter, goblin jest istotą myślącą i posiadającą uczucia, a nie „robactwem”. Gliniany golem ma duszę i wolną wolę, troll może okazać się dobrym… policjantem (przy odpowiednim dostosowaniu obowiązków służbowych).

W_poszukiwaniu_glebi_nawet_komendant_vimes_02_qfantZawsze twierdziłam, że powieści Pratchetta to coś więcej niż „śmieszne opowieści z elfami, krasnoludami i orkami w tle”. Faktycznie, z każdą kolejną powieścią powyższa teza znajduje coraz więcej potwierdzeń. W „Niuchu” pojawia się problem niewolnictwa goblinów. Ciemiężcy stawiają sprawę jasno – w ich mniemaniu gobliny są traktowane gorzej niż zwierzęta, są „robactwem” (słodkiego pieska czy konika ocalimy, ale pająki, osy, natarczywe muchy czy mrówki – zniszczyć ścierwo!). Nam może się wydawać, że niewolnictwo to czasy starożytnego Rzymu, epoki gladiatorów i prześladowań pierwszych chrześcijan. Tymczasem prawda jest inna. Dwie wojny światowe były całkiem niedawno, osoby z ciemnym kolorem skóry jeszcze pół wieku temu w Ameryce musiały korzystać z innej toalety niż biali (w RPA nawet dłużej), a w Afryce niewolnictwa do dziś nie udało się wytępić. Problemy, o których nudzi starszy pan Pratchett wcale nie są tak archaiczne jak chcielibyśmy sądzić.

Muzyka łagodzi obyczaje

To wcale nie prywatna wojna wypowiedziana przez komendanta Vimesa oraz pisarkę dziecięcych bajek zmieniła sposób postrzegania w świecie Dysku rasy goblinów. Zmieniła to czarodziejska muzyka, którą zagrała w Operze młoda goblinka ku zachwytowi ważnych przedstawicieli „uznanych” ras. Skoro ktoś tworzy tak przepiękną muzykę, musi być ważny i „ludzki”. Nieprzypadkowo kulturę uznaje się za typowo ludzki wynalazek, który odróżnia istoty myślące od (podobno) bezrozumnych zwierząt. Młoda goblinka zagrała na harfie tak, że dla każdego mieszkańca Ankh-Morpork stało się jasne, że wzgardzane i uznawane za „robactwo” gobliny, to jednak stworzenia, które powinno się traktować z należytym szacunkiem. Zabić niewolnika w starożytnej Mezopotamii? Nic takiego, najwyżej mała grzywna dla właściciela, który stracił swoją „rzecz”. Zabić człowieka? Nie ma litości, będzie oko za oko, ząb za ząb. Dzięki muzyce i sile charakteru Samuela Vimesa udało się przekonać Świat Dysku, że gobliny nie są „rzeczami”, „robactwem” tylko… goblinami. No, takimi brzydkimi, małymi ludzikami, które myślą, czują i magazynują własne smarki (o tradycjach kulturowych się nie dyskutuje, nieprawdaż?).

Podobnie jak w ostatnich powieściach Pratchetta, także w ostatnim odcinku cyklu „W poszukiwaniu głębi” zrobiło się poważnie i nieco moralizatorsko. Dlatego na koniec, zamiast smętnego pożegnania, mały żarcik, znaczy tego no, cytacik:

‒ Gratuluję wam, funkcjonariuszu. Jak na kogoś wychowanego wśród gnomów, rzeczywiście opanowaliście te feeglowe sztuczki, co? Samotnie pobiliście dwunastu uzbrojonych mężczyzn?

‒ Ano tak, sir ‒ przyznał dumnie Artur. ‒ Ale to nie była równa walka, bo miałem nad nimi przewagę liczebną.

%d bloggers like this: